Znajdź na blogu...

piątek, 29 listopada 2013

JAGLANKA DOSKONAŁA :)

KASZA JAGLANA. 

Na początku swojej wege-drogi nawet nie kojarzyłam, co to za kasza...

Okazało się, że to piękna, złocista, smaczna i zdrowa, najstarsza ze znanych,

KRÓLOWA WSZYSTKICH KASZ.

Dzisiejszy wpis powstaje z myślą o początkujących jaglanko-fanach ;) którzy jeszcze nie wiedzą, jak zrobić z tej kaszy pyszne, sycące, energetyczne wegańskie śniadanie. (Dla starych wyg będzie on wstępem do kolejnego posta ale to już niespodzianka :))

Na początek - trochę wiedzy:

- przede wszystkim jest to kasza bez glutenu, co ma znaczenie dla osób z koniecznością (lub wyborem) diety bezglutenowej; nie uczula - dobra dla alergików;

- jest zasadotwórcza (!) czyli pomaga odkwasić organizm (bo zakwaszony organizm = chory na wszystko); oprócz niej tylko kasza gryczana ma również takie właściwości; 

- źródło łatwo przyswajalnego białka i stopniowo uwalnianych węglowodanów, błonnika oraz:

-  witamin z grupy B, krzemu (to rzadkość! a krzem = zdrowe stawy i kości, włosy, skóra, paznokcie), również magnezu, potasu, wapnia, żelaza, fosforu i miedzi, wit. E (witamina młodości) i lecytyny (mózg = pamięć i koncentracja) oraz antyoksydantów;

- działa antywirusowo, pomaga odśluzować organizm (przy katarze czy chorobach oskrzeli warto jeść codziennie), rozgrzewa;

- kaloryczna ale lekkostrawna i łatwo przyswajalna; polecana jako pierwsza kasza dla małych dzieci oraz  kobietom w ciąży...


No tak, widzimy już, że kasza jaglana jest wspaniała ale jak ją jeść?

Można na słono, można na słodko;
u nas w wersji słodkiej 2-3 razy w tygodniu - na śniadanie oraz... podwieczorek ale o tym w następnym poście :)

Kwestia gotowania, przelewania wrzątkiem (w celu pozbawienia goryczki), itd. - każdy ma swoje sposoby; ja, drogą dedukcji doszłam do konkluzji, że... ;) Ok, robię tak:

- wstaję z łóżka :)) idę do łazienki a potem od razu do kuchni i:

- 1 kubek kaszy (250 ml) przepłukuję na sicie pod bieżącą gorącą wodą, po czym wrzucam do garnka i zalewam 2 kubkami zimnej wody,

- od razu dodaję sól (1/3 małej płaskiej łyżeczki) i mieszam, stawiam na ogień,

- szybko dorzucam (przepłukane) moje ulubione dodatki, które wygrały wszystkie możliwe próby i kombinacje i to one właśnie sprawiają, że jest to dla mnie "jaglanka doskonała" :) - są to: suszone figi (12-20 sztuk), suszone (naturalnie) morele (12-20 sztuk), suszona żurawina (duża garść) i jakieś orzechy - albo brazylijskie albo nerkowce albo laskowe (też porządna garść) + 2 łyżeczki cynamonu,

- mieszam wszystko i to jest ostatni raz, kiedy mieszam w garnku (no bo jak nie przypalić kaszy? NIE MIESZAĆ!).

- Garnek przykrywam pokrywką, czekam chwilę i kiedy woda się zagotuje zmniejszam ogień do minimum i - teraz jest czas, żeby przebrać siebie, przebrać dziecko, podmalować oko, włączyć muzykę, przygotować jakieś herbatki i stół do śniadania, wszystko razem jakieś 20 minut;

- w tzw. międzyczasie zaglądam do garnka i jeśli już nie widzę wody - wyłączam gaz i zostawiam jeszcze pod przykryciem na bliżej nie określoną chwilkę, potrzebną do dokończenia różnych porannych czynności :)

Czasem zdarzy się, że widać, że ziarna są jeszcze twardawe, wtedy dolewam jeszcze pół kubka wody i zostawiam na gotowaniu a dopiero kiedy ta dodatkowa woda "zniknie" wyłączam gaz.




Na koniec do garnka leci chlust oleju/oliwy i dopiero teraz mieszam całość porządnie, nakładam do miseczek/na talerze, na górę dokładam pokrojonego w plasterki banana, delikatnie mieszam wszystko, żeby banan przejął ciepło od kaszy i... ŚNIADANIE BOGÓW MOŻNA ZACZĄĆ :))





A teraz P.S.

W jednym z wcześniejszych postów wspomniałam, że nie powinno łączyć się ze sobą fig (wapń) i żurawiny (szczawiany utrudniające przyswajanie wapnia). W tym przypadku walory smakowe wygrywają u mnie ze wskazaniami żywieniowymi - po prostu lubię takie połączenie i już ;)

Figi gotujące się z kaszą wspaniale pęcznieją i dosłownie pękają potem pod naciskiem widelca; słodkie jak miód, w połączeniu z morelami sprawiają, że całość jest wystarczająco słodka bez innych dodatków. Kwaskowata żurawina między nimi jest świetnym uzupełnieniem smaku a chrupiące w zębach orzechy przeciwwagą do miękkiej reszty - pełna harmonia, jak yin i yang :))

Ogólnie po takim śniadaniu nie chce się jeść do południa, naprawdę!

wersja z figami, rodzynkami i migdałami - też dobra ale nie aż tak ;)

Fajna informacja:

Jeśli nie zjecie wszystkiego, nie przejmujcie się, resztę można włożyć do lodówki a następnego dnia tylko dolać troszkę wody, podgrzać i mieć super śniadanie od ręki :)

Można też zrobić coś innego - i o tym właśnie w następnym poście...

ZAPRASZAM!






wtorek, 26 listopada 2013

SOCZEWICA Z KASZĄ I WARZYWAMI - wersja 2 - ZUPA :)


Jako że czasu mało, dziś będzie szybko; ostatnio obiecałam ciąg dalszy do tego przepisu więc oto i on... 

Nie wiem jak u Was ale u mnie z tej ilości tego dania ZAWSZE coś zostanie i to "coś" to czasem jest nawet połowa. Jest to tak sycący zestaw, że nie jesteśmy w stanie zjeść całości od razu.


Generalnie staram się przygotowywać zawsze świeży posiłek, jestem przeciwniczką zostawiania resztek "na potem", odgrzewania a już nie daj panie mrożenia i odgrzewania, itp. Jednak niektóre potrawy aż się proszą o zostawienie "na potem" bo "potem" po prostu smakują jeszcze lepiej... I taki właśnie jest ten obiad, a że nie lubimy jeść drugi raz tego samego, to:

warzywa z soczewicą z patelni - do garnka; kasza - do tego samego garnka; 
garnek - do lodówki.

A NASTĘPNEGO DNIA:

- dolewamy przegotowanej albo innej dobrej do spożycia wody,

- całość podgrzewamy (tylko już nie gotować, please!),

- doprawiamy bo smak lekko się rozwodnił ;)

- dolewamy oliwy, jeśli tłuszczyku za mało,

- posypujemy świeżą zieloną pietruszką 

- i mamy pyszną, sycącą jarzynowo-kaszowo-soczewicową ZUPĘ :))

No to tyle, serdeczne pozdrowienia dla kml z WD :))





sobota, 16 listopada 2013

SOCZEWICA Z KASZĄ I WARZYWAMI - wersja 1 - DANIE


Przyszły zimne dni a z nimi potrzeba jedzenia w bardziej rozgrzewający sposób... 

Soczewica z warzywami i kaszą to coś, co w takiej zimnej porze jemy często, zresztą to jedno z naszych najstarszych wege-dań a ciągle je lubimy, więc musi być dobre :)

Potrzebujemy:

- soczewicę czerwoną

- warzywa najzwyklejsze - 3-4 marchewki (zależy jakie duże), pietruszka korzeń + natka, 1 mały seler albo pół dużego, cebula

- przyprawy - pieprz, curry (można jeszcze dać dodatkowy imbir, bo chociaż wchodzi w skład mieszanki curry, to nie jest tak wyrazisty w niej)

- kaszę - u mnie gryczana niepalona ale może być i palona albo w ogóle inna.

Dla niewtajemniczonych ;) - SOCZEWICA - to taka roślina strączkowa, podobna trochę do groszku. 
Istnieje kilka odmian, osobiście wybieram czerwoną bo nie trzeba jej moczyć, najszybciej się gotuje i jest najbardziej lekkostrawna czyli nadaje się dla dzieci.

Właściwości odżywcze soczewicy:

- źródło węglowodanów ale również doskonałe źródło białka (28 g w 100 g nasion!); zawiera te słynne aminokwasy, których nasz organizm nie potrafi sam wytworzyć czyli dobra wiadomość - możemy położyć na talerzu danie z pięknymi nasionkami zamiast kawałków ciał zabitych zwierząt... (cały czas pamiętamy - jesteśmy tym, co jemy!);

- dużo błonnika; dużo kalorii ale niski indeks glikemiczny; prawie wcale tłuszczu - czyli jeśli musicie, odchudzajcie się z soczewicą a nie z dukanem...

- potas, sód; fosfor, wapń (zdrowe kości); żelazo, kwas foliowy (zdrowa krew); witaminy z grupy B

Najlepiej oczywiście znowu jeść kiełki, jeśli tylko ktoś lubi... Jeśli nie - GOTUJEMY :)

Zaczynamy od wstawienia kaszy - o gotowaniu kaszy bez przypalania pisałam TUTAJ (pod zdjęciem czerwonej fasoli zaczyna się opis :) ).

Obieramy wszystkie warzywa, rozgrzewamy suchą patelnię, ustawiamy na najmniejszym ogniu i tak:

- marchew ścieramy na tarce (na dużych oczkach) i wrzucamy na patelnię, ścieramy drugą marchew, mieszamy na patelni z pierwszą, itd.,


- następnie pietrucha - korzeń - i seler, ścieramy i na bieżąco dorzucamy do patelni, mieszając wszystko razem (ciągle na sucho - nie smażymy! po to jest najmniejszy ogień, żeby warzywa się nie przypalały a tylko ogrzewały i trochę miękły)

- kroimy cebulę w kostkę, mieszamy warzywa na patelni, robimy w nich "dołek" i teraz dopiero wlewamy do niego trochę oleju a do oleju pokrojoną cebulę; szklimy ją trochę i mieszamy całość. 

Teraz przyprawy - pieprz (ile? jak kto lubi :) ), opcjonalnie imbir (jak kto lubi) i konkretna ilość mieszanki przypraw curry (u mnie łagodna le jeśli wolicie ostrą - proszę bardzo).

Całość posypujemy soczewicą, robiąc z niej "kołderkę" dla warzyw i dolewamy wody - tyle, żeby cała soczewica znalazła się pod wodą. 

Przykrywamy pokrywką, podkręcamy ogień i to już prawie koniec pracy... Teraz jest czas (około 15 minut) na natłuszczenie kaszy (którą wyłączyliśmy już wcześniej), posiekanie zielonej pietruszki, posprzątanie blatu, przygotowanie talerzy i co tam jeszcze zdążycie zrobić w czasie, kiedy soczewica mięknie a woda odparowuje. 

I teraz tak - mniej więcej po 15 minutach soczewica faktycznie jest już dobra do jedzenia, tzn. ziarenka są jeszcze całe ale już fajnie miękkie.
I jeśli Wam się spieszy, można w tym momencie zakończyć gotowanie, dolać do potrawki oleju, wyłożyć ją na kaszę, posypać zieloną pietruszką i jeść.

Natomiast, jeśli macie jeszcze jedne 15 minut to polecam jednak jeszcze trochę poczekać i pozwolić soczewicy rozpaść się (w tym przypadku trzeba dolać jeszcze trochę wody); wtedy całość uzyskuje zupełnie inną konsystencję, którą w tym daniu ja osobiście wolę i która pozwala na jeszcze jedno wykorzystanie go, o czym później.

Tak czy inaczej, dalej robimy tak samo - dolewamy oleju, wykładamy na kaszę, posypujemy natką pietruszki i... SMACZNEGO! 

Kto potrzebuje, może dosolić ale kasza jest już posolona i w mieszance przypraw curry też jest sól...

Wersja z imbirem, dla lubiących imbir, przepyszna!



 Ja jeszcze pierwsze co robię, zanim zacznę jeść, to mieszam wszystko ze sobą na talerzu - super :)

Jest to naprawdę sycące, wysokoenegetyczne, rozgrzewające danie, dosłownie czuje się, że para buch! koła w ruch!

ALE! To ciągle nie jest prawdziwy koniec ;)

W kolejnym poście - WERSJA 2 tego dania a właściwie - ciąg dalszy :)) ZAPRASZAM!










niedziela, 10 listopada 2013

Król BROKUŁ i WEGAŃSKI DIP CZOSNKOWY

Przepis na wegański dip czosnkowy
- dla Andżeliki :))

Króla brokuła znają wszyscy.
Piękny zielony, źródło wapnia i witaminy C;
po trosze też innych witamin i minerałów.
Najlepiej jeść go na surowo, wtedy maksymalnie wykorzystuje się jego właściwości odżywcze.
No ale - nie wszyscy lubią twarde warzywa a ja sama też wolę ciepłe jedzenie, niż zimne.

Wydaje się, że ugotowanie brokuła to banał ale jak patrzę na wskazówki, jakie można czasem znaleźć w sieci...  "Gotować przez 7-10 minut" - to najlepsza droga do zrobienia najgorszego, co można z nim zrobić czyli rozgotowania, nie mówiąc o wątpliwie pięknym, zgniłozielonym kolorze... 

Ja robię z brokułem tak: 
po pierwsze płuczę całego, po drugie odcinam "nogę" od "głowy" ale nogi nie wyrzucam, tylko obieram i kroję na plasterki (odcinam tylko łykowatą końcówkę) - nie rozumiem, czemu wyrzucać połowę warzywa? :)
"Głowę" dzielę na mniejsze części, wrzucam do garnka albo na głęboką patelnię najpierw wszystkie plasterki i kawałki, na to same różyczki i listki (tak, tak, listki jemy też!), zalewam zimną wodą ale nie całego, solę i pod przykryciem stawiam na ogień. 

JAK TYLKO WODA SIĘ ZAGOTUJE, natychmiast wyłączam ogień, odcedzam makaron ugotowany właśnie w  garnku obok (razowy), mieszam z oliwą z oliwek i wykładam na talerze, odcedzam brokuła i wykładam na makaron, całość polewam elegancko dipem czosnkowym, do ozdoby trochę uprażonych nasion słonecznika i ... smacznego!
Taki brokuł jest pięknie zielony, gorący i nie surowy :) 

Ale właśnie, dip. Skąd go wziąć? Ano - zrobić... ze słonecznika :)

O wegańskiej śmietanie słonecznikowej Matki Weganki wspomniałam już w tym przepisie.
Na tej bazie zrobiłam pierwszy dip czosnkowy a po kilku razach wypracowałam swoją własną "złotą proporcję" :) 

 Więc DIP CZOSNKOWY SŁONECZNIKOWY robimy tak:

- szklankę słonecznika zalewamy przegotowaną wodą i moczymy pół godziny, godzinę albo dłużej (im dłużej tym lepiej) - zależy, kiedy do głowy przyjdzie myśl o dipie i ile czasu zostało do zrobienia go :))

- namoczony słonecznik odcedzamy, wrzucamy do blendera, dodajemy pół płaskiej łyżeczki soli (można potem dosolić), sok z jednej całej cytryny, 2-3 ząbki czosnku (zależy jakie duże) i zalewamy wodą tak, żeby przykryć słonecznik. 

Osobiście nie dodaję już żadnego oleju bo słonecznik ma swój własny tłuszcz i dip wychodzi odpowiednio kremowy. Blendujemy wszystko elegancko, przekładamy do miseczki i najlepiej, jeśli jest czas, schładzamy w lodówce. Cytryna sprawia, że dip pozostaje pięknie biały a schłodzenie wyciąga jeszcze lepszy smak.
Ile by nie było, wyjadamy cały od razu :)

Gdyby zdarzyło się, że smak będzie jednak za bardzo słonecznikowy (różne są cytryny a ona jest kluczem), dodajcie więcej cytryny. A jeśli potrzebujecie dip "na już" i nie macie czasu schładzać go w lodówce, blendujcie od razu z kilkoma kostkami lodu (wtedy dolać tylko odrobinę wody i ewentualnie dolewać w razie potrzeby).

Dip pasuje oczywiście nie tylko do brokuła - pomyślcie o wszystkim, do czego dodalibyście jogurt typu greckiego albo gęstą śmietanę (wtedy bez czosnku - super sprawdza się w sosie pomidorowym, grzybowym, itd.) i ... spożycie słonecznika rośnie :) 
A o błonnik w diecie nie musicie się martwić na pewno (czyli zupełnie przeciwnie niż w przypadku używania śmietany czy jogurtu z krowiego mleka). 

Czyli co? Czyli WEGANIZM JEST PROSTY :) I zdrowy! I etyczny. I jeszcze raz prosty! :))

Na koniec - trochę wiedzy, może komuś przyda się więcej informacji...

BROKUŁ - WŁAŚCIWOŚCI ODŻYWCZE

Warzywo zielone a więc bogate w witaminy i sole mineralne. 

Witaminy - A, B, dużo C (więcej, niż w cytrusach! podobno 80 mg w 100 gramach brokuła), E, K; wapń (65 mg), fosfor (50 mg) (czyli nasze kości i zęby kochają go), żelazo, kwas foliowy (czyli nie martwimy się o hemoglobinę czyli czerwony barwnik krwi czyli transport tlenu do komórek tak w telegraficznym skrócie). 

Do tego sulforafan - taki związek chemiczny, podobno zapobiegający tworzeniu się komórek nowotworowych - oraz chrom, pomocny w leczeniu cukrzycy i nadwagi. Jeszcze magnez i potas - też dość sporo -, przeciwutleniacze, kwasy omega -3 i 6; ALE! - wszystko to pod warunkiem, że nie zabijemy brokuła długim gotowaniem :) A jeszcze lepiej - wcinać kiełki, jeśli tylko ktoś lubi... U mnie w domu niestety fanów kiełków brak ;)

SŁONECZNIK - WŁAŚCIWOŚCI ODŻYWCZE

Nasiona = mnóstwo błonnika czyli oczyszczone jelita czyli zdrowszy organizm, tak w skrócie :) 

Do tego dużo białka (więcej, niż w mięsie!) - nasiona słonecznego kwiatu zamiast kawałków ciał zabitych zwierząt, hm... A podobno "jesteś tym, co jesz" :))

Bogate źródło witaminy E (witajcie piękne włosy i paznokcie), magnezu, cynku i potasu, również żelaza, wapnia i tłuszczu = kwasów tłuszczowych. 

Najwięcej wszystkiego oczywiście znowu w kiełkach ale osobiście pokochałam słonecznik w postaci właśnie śmietan-dipów-sosów albo uprażonych nasion, którymi można posypać sałatki, makarony lub... jeść łyżeczką zamiast chipsów :) 

Ok, to tyle dziś. Wypróbujcie czosnkowy dip ze słonecznika a potem poczęstujcie nim swoich gości. Nikt, po prostu nikt nie zgaduje, z czego to jest zrobione a wszystkim smakuje :))


piątek, 8 listopada 2013

Nowy szablon bloga

Ale blog ten sam :)

Jako że poprzedni szablon sprawiał mi "trochę" kłopotów technicznych - np. nie pozwalał pisać komentarzy - zmieniłam dziś szablon na prosty, bardziej przyjazny i otwarty, mając nadzieję, że teraz blog będzie lepszym miejscem dla dialogu, niż do tej pory... 

Przy okazji - dla wszystkich, którzy trafili tu po raz pierwszy - kilka słów o tym, co będzie można tu znaleźć.




Przede wszystkim - WEGANIZM :)
Weganizm jest prosty i to właśnie najbardziej chcę tu pokazać. Na początku wiadomo - nieznany temat trochę przeraża, człowiek może by i chciał ale zupełnie nie wie jak, gubi się w gąszczu informacji i w sklepach, w których nie ma dla niego jedzenia ;) Wierzcie mi, wystarczy kilka solidnych podstaw, na których można się oprzeć i wszystko staje się łatwe... 

Z założenia to nie jest blog kulinarny. Jest taki trochę przy okazji, bo najłatwiej pokazać na przykładach, jak można zrobić proste i smaczne wegańskie jedzenie. Jednak będę się starała, na ile mi czas pozwoli, zamieszczać tu więcej konkretnej tzw. "wiedzy" a od czasu do czasu pewnie pojawi się jakiś wpis zupełnie nie-jedzeniowy ;)


Zachęcam do pozostawiania śladów po sobie w komentarzach (teraz już na pewno da się je pisać!), niech ten blog żyje i ma się dobrze - jak my :)

ZAPRASZAM SERDECZNIE i... DZIĘKI!
Sylwia