Znajdź na blogu...

poniedziałek, 23 lutego 2015

Czerwony KOKTAJL Z BURAKÓW

Dawno nie było tutaj czegoś do picia...

W lodówce buraki, leżą sobie i czekają. W folderze "zdjęcia" fotki pysznego koktajlu, który niedawno robiłam częściej, a jakoś mi się o nim zapomniało.

Nie może być więc inaczej -  taki koktajl zaproponuję Wam dzisiaj:

- 3 małe buraki obrane ze skórki,
- 1 jabłko, jak najbardziej ze skórką,
- kilka gałązek pietruszki (trochę więcej, niż na zdjęciu),
- około 0,5 litra wody

- zblendować, z superblenderów można od razu pić, ze słabszych sprzętów lepiej przecedzić przez sitko. Podobno lepiej wieczorem, niż rano, bo może obniżać ciśnienie, nie wiem, nie znam się.

Nie będę rozpisywać się na temat zdrowotnych zalet takiego napoju; ponieważ przez jednych sok buraczany uważany jest za super z wielu względów (antydepresyjny, antyrakowy, anty-anemiczny (wiecie, że nie ma takiego słowa? ;)) i wiele innych anty-złych), natomiast istnieją też opinie, że wręcz przeciwnie, nie taki on zdrowy, bo mogą być biegunki, bo coś tam - nie mnie to oceniać.

Ja wiem, że warzywa wolę surowe, niż gotowane, buraki takoż, dlatego jak mam wybór, to wrzucam do blendera, zamiast gotować do obiadu. Nie zauważam skutków ubocznych a buraki zjedzone, w najbardziej ulubionej przeze mnie formie (jakbym mogła, zamieniałabym na koktajle wszystko :P).


Dodatek pietruszki (witamina C) pomaga przyswajać żelazo z buraków, natomiast jeśli ktoś nie lubi "zielonego" posmaku, równie dobrze może to być np. trochę sok z cytryny.

Mój Mąż lubi połączenie buraków z selerem, też Wam polecam do spróbowania. Bardziej to już przypomina sok wielowarzywny ale są tacy, którzy wolą.

A propos selera zauważyłam już dawno, że surowy jest przepyszny, natomiast poddany obróbce termicznej zupełnie traci swój smak. Chyba założę nowy profil na fb - "nie lepiej zblendować?" ;)

Ok, kto nie lubi typowego soku z buraków, niech spróbuje koktajlu z jabłkiem i wodą, zupełnie inne wrażenia i pije się to naprawdę przyjemnie.

A sącząc wieczorny koktajlik poczytajcie sobie to: http://namoment.pl/?p=64

Będzie jeszcze druga część, nawet lepsza, niż pierwsza (widziałam brudnopis ;)), tak że polecam polubienie strony namoment.pl, bo gość ma jeszcze wiele do powiedzenia.

W następnym wpisie jakieś ciacho? może tort? albo jakieś danie obiadowe?
No właśnie - pytanie na dziś - co byście chcieli w następnym poście? :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na odpowiedzi,

Sylwia


czwartek, 19 lutego 2015

SPALONA ZUPA czyli takiego wpisu (piiiip!) nie znajdziecie na żadnym blogu!

Tak, to stało się NAPRAWDĘ.

Dzisiaj, W MOJEJ KUCHNI.

Nie, to NIE PLANOWANA AKCJA.

Nie, to NIE TAKI CHŁYT MARKETINGOWY.

Tak, MOŻNA SPALIĆ ZUPĘ!

Jak to zrobić?


Nalej do garnka 2 litry wody, zagotuj.
Wsyp pół łyżeczki kurkumy.
Obierz marchewki, wrzuć do garnka,
Obierz ćwiartkę selera, wrzuć do garnka,
Obierz ostatni kawałek pietruszki, jaki znajdziesz w lodówce, wrzuć do garnka.
Obierz cebulę, dorzuć do reszty.
Dodaj pół łyżeczki pieprzu, a po chwili łyżeczkę soli.
Zostaw na małym ogniu, idź pracować.

Odpisuj na wiadomości, bardziej i mniej ważne. Rób porządek z postami na facebooku, co by za dużo śmieci po sobie nie zostawić. Jeśli prowadzisz sklep internetowy, opracowuj plan kolejnych promocji w sklepie, żeby miały większy sens. Poprawiaj opisy produktów, sprawdzaj oferty potencjalnych nowych dostawców potencjalnych nowych towarów. Daj się wciągnąć.

Dziecko niech Cię nie wyciąga, bo właśnie zasnęło na podłodze z foremką do ciastoliny, chociaż jeszcze sekundę temu śpiewało. Odbieraj telefony, w tym przynajmniej 2 super ważne, długie rozmowy. Do kuchni niech Cię zagna dopiero swąd, który łapiesz w nozdrza idąc otworzyć drzwi, bo ktoś puka. Tak, udało się, niemożliwe stało się możliwym, chociaż do tej pory zdarzało się to tylko w kawałach.

Przyznacie, że to zdjęcie mogłabym wysłać na profil https://pl-pl.facebook.com/ChujowaPaniDomu? :D

Co do przepisu na spaloną zupę - to już koniec, ale jak ktoś myśli, że musiałam gotować obiad od nowa - nie, nie, nie, co to, to nie.

Oderwałam warzywa od dna garnka (spalenizna została w garze), wrzuciłam do blendera, dołożyłam 1 litr ugotowanej kaszy jaglanej (ugotowanej już wcześniej, z myślą o rosołku, hłe, hłe), dodałam 2 ząbki czosnku, 2 duże łychy oleju kokosowego, dolałam wody i zblendowałam to wszystko na gęsty krem. Podgrzałam chwilę w garnku (na szczęście mam jeszcze inne ;)), na talerzach posypałam szczypiorkiem i choć minęły już 2 godziny, jeszcze nie jestem głodna. A ponoć zupa to nie obiad.

Tak, fakt, te warzywa tak naprawdę były już bez sensu, wygotowane z witamin, minerałów, bla, bla, bla, ale za to jaki kolor kremu z kaszy!

P.s. Czy Ikea przyjmuje reklamacje spalonych garnków? :P





wtorek, 17 lutego 2015

Zróbcie sobie "TWAROŻEK" Z PŁATKÓW RYŻOWYCH


Ano, twarożek to produkt z mleka, a weganie mleka niet ale za twarożkiem czasem tęsknota przyjdzie. Więc co? Trzeba zrobić :)

Można z nerkowców, migdałów, można ze słonecznika, a można też z płatków ryżowych i taki właśnie pokażę Wam dzisiaj.

Potrzebne będą:

- pół paczki płatków ryżowych instant,
- 1 mała cytryna,
- woda, sól, ewentualnie pieprz do smaku,
- pęczek rzodkiewek i ogórek zielony albo/i szczypiorek.

Płatki ryżowe należy zalać gorącą wodą ale TYLKO TYLE, ŻEBY PRZYKRYĆ PŁATKI, nie więcej. Przykryć i odstawić, żeby płatki wciągnęły wodę, 10 minut powinno wystarczyć. Gdyby komuś zdarzyło się przelać wodę, można ratować sytuację dosypując płatków i zostawiając na jeszcze chwilę.

I teraz tak - w zależności od konsystencji "twarożku", jaką chcemy uzyskać:
- albo blendujemy całość na kremową masę,
- albo blendujemy tylko połowę masy i potem mieszamy z niezmieloną częścią,
- albo nie blendujemy nic (i jak tak wolę najbardziej).

Przygotowaną bazę trzeba osolić, wymieszać z sokiem wyciśniętym z cytryny (najlepiej zacząć od soku z połówki i ewentualnie dodawać, różne są cytryny, większe, mniejsze, bardziej lub mniej kwaśne, wiadomo) oraz drobno posiekanymi rzodkiewkami i wstawić NA KILKA GODZIN DO LODÓWKI.

To jest warunek konieczny do nie sprawienia sobie zawodu smakowego - świeżo przygotowany "twarożek" z płatków ryżowych smakuje ryżem; po całej nocy w lodówce smakuje jak prawdziwy twarożek z rzodkiewką.

Przed jedzeniem dodajemy drobno pokrojonego zielonego ogórka (dodany wcześniej bardzo rozwodni całą masę), kto lubi doprawia sobie pieprzem, można też dodać łyżkę oleju ale nie jest to konieczne.

Zamiast rzodkiewek można użyć szczypiorku, można też oczywiście dać jedno i drugie :)

Zachęcam do spróbowania, choć może ciężko uwierzyć w "twarożek" z ryżu, tylko pamiętajcie - kilka godzin w lodówce, w tym czasie dzieje się magia ;) Smacznego.







czwartek, 12 lutego 2015

Wegańskie PĄCZKI PIECZONE + patent na lepienie pączków :)

Pamiętacie przepis na ciasto drożdżowe, z którego da się zrobić wszystko,
KONKRETNIE TEN? :)

Otóż dziś z tego ciasta mamy pączki z piekarnika, potrzebna była tylko drobna modyfikacja:

- wodę zamieniamy na mleko (oczywiście roślinne)

- nie dajemy ziół :P soli zdecydowanie mniej, maksymalnie pół małej, płaskiej łyżeczki,

- cukru można trochę więcej ale w sumie po co, będzie jeszcze słodkie nadzienie,

- drożdży też można trochę więcej, jeśli ktoś lubi mocno pachnące drożdżami ciasto, ale my zostawiliśmy tę samą ilość, jak zawsze.

Ciasto szykujemy dokładnie w ten sam sposób i kiedy dochodzimy już do rozwałkowanego placka (tylko niezbyt cienkiego, pamiętajcie, że to mają być jednak pączki), wykorzystujemy patent mojej Babci na klejenie pączków :)

Na połowie rozwałkowanego ciasta zaznaczamy lekko szklanką kółka, na których następnie układamy nadzienie (marmolada, gęsta konfitura, masa makowa, itd.) i pozostałą połową placka przykrywamy tę górną część, jak na zdjęciach.
Teraz szklanka w ruch i wycinamy pięknie sklejone pączki :)

Najlepiej zostawić je na trochę przykryte ściereczką, żeby sobie jeszcze podrosły, ale jeśli ktoś jest niecierpliwy, jak my dzisiaj (tatooooo, kiedy będą pączkiiiii???), można spokojnie od razu ładować je do piekarnika (pieczenie góra-dół, 220 stopni) i też będą ładne.

10 minut i pączki gotowe, posypujemy cukrem pudrem i zjadamy gorące, popijając kawką :))


Z tej ilości wyszły nam 2 blachy pączków, 30 sztuk, przy czym używaliśmy dość szerokiej szklanki (8 cm średnicy), więc z mniejszych kółek będzie ich jeszcze więcej.

Całość zajęła około godziny, tak że spokojnie zdążycie wyprodukować takie 2 blaszki do popołudniowej kawy, nawet jeśli nie macie akurat urlopu, jak co niektórzy tutaj ;)

Pozdrawiamy! Sylwia i Mirek

P.s. W związku z pytaniami pojawiającymi się i tu, i na facebook dopisuję kilka uwag:

- NIE PIECZCIE Z UŻYCIEM TERMOOBIEGU - pączki pieczemy tylko i wyłącznie w opcji "góra-dół", ponieważ termoobieg po prostu wysusza ciasto i wtedy mogą wyjść bardziej drożdżowe bułki, niż miękkie pączki.

- NIE PODSYPUJCIE ZBYT DUŻO MĄKĄ - ciasto nie może być zbyt suche i sztywne, bo wyjdą jak wyżej, buły a nie pączki ;)

- Jeśli komuś zdarzy się, że konfitura jednak wypłynie, to winę zwalam na zbyt luźną/mokrą/lejącą się konfiturę, która faktycznie może wyciekać do oleju, jeśli zdecydujecie się pączki jednak usmażyć.
Nadzienie nie może moczyć ciasta więc najlepsza jest sztywna marmolada, gęste powidła lub np. masa makowa :)

POWODZENIA!




Rozstrzygnięcie konkursu z WODĄ KOKOSOWĄ COCO VIGO

Heloł,

dziś tylko szybciutkie rozstrzygnięcie konkursu z poprzedniego wpisu sałatka makaronowa chilli z fasolką mung, mango i wodą kokosową.

Drogą losowania 4 butelki wody kokosowej Coco Vigo z gruszką i ananasem pojadą do osób, które skomentowały posta jako 1,2, 4 i 5 czyli: Donia, aga.b, Kasia i Ania S.

Bardzo proszę Was o kontakt przez formularz kontaktowy, możecie od razu pisać swoje imiona i nazwiska + adresy oraz nr tel. kom. do przesyłek.

Będę bardzo wdzięczna, jeśli wykorzystacie wody zgodnie z przedstawionymi pomysłami i podzielicie się tutaj z nami efektami tych eksperymentów :)

Dziękuję za udział w zabawie i pozdrawiam serdecznie!

Sylwia

piątek, 6 lutego 2015

SAŁATKA MAKARONOWA CHILLI Z FASOLKĄ MUNG, MANGO I WODĄ KOKOSOWĄ + KONKURS

Dzisiaj będzie przepis z konkursem!

Najpierw przepis, na łatwą w przygotowaniu a dość efektowną sałatkę, jakiej na pewno jeszcze nie jedliście ;)

Zrobiłam ją niedawno na małe przyjęcie w domu i, jeśli wierzyć gościom :) była naprawdę dobra.

Na bazę wykorzystałam MAKARON ryżowo-kukurydziany Z CHILLI, konkretnie ten - 250 g.
Trzeba go tylko ugotować al dente, przepłukać zimną wodą i pozostawić do ostygnięcia. Makaron jest już przyprawiony papryczką chilli.
Oczywiście można sobie pokombinować z dowolnym, innym makaronem i przyprawą chilli w proszku.

Drugim składnikiem jest piękna - mała i zielona :) -, a przy tym bardzo smaczna FASOLKA MUNG - 200 g, ugotowana al dente.

Jeśli ktoś będzie używał tej fasoli pierwszy raz, proszę nie zapomnieć namoczyć jej przed gotowaniem, dokładnie tak samo, jak każdą inną fasolę, najlepiej przez noc. Potem przepłukać, zalać podwójną ilością zimnej wody i gotować bez soli tylko do momentu, w którym fasolka nie jest już nieprzyjemnie twarda ale jeszcze nie zaczyna pękać i rozpadać się (około 15-20 minut od zagotowania wody, trzeba pilnować). Kiedy jest już dobra, odsączamy z reszty wody, przelewamy zimną wodą, zostawiamy do ostygnięcia.

Makaron i fasolkę warto ugotować wcześniej, żeby dobrze wystygły i żeby potem nie tracić już czasu na nic więcej, jak tylko połączenie wszystkich składników i wykończenie sałatki.

I teraz tak:

- do miski wykładamy dość dużo przepłukanej wcześniej RUKOLI (u mnie cała 100-gramowa paczka);

- na rukolę wykładamy makaron;

- dodajemy fasolkę, rozsypując ją po makaronie - nic nie trzeba mieszać, ziarenka fasoli same sobie powpadają gdzie trzeba :)

Dodajemy trzeci ważny składnik tej sałatki czyli MANGO. Dojrzałe, miękkie i soczyste, słodziutkie, pomarańczowe mango :) Tutaj pocięłam 1 cały duży owoc na niegrube paski za pomocą obieraczki do warzyw. Ok, jest to już składnik czwarty ale rukola jest bardziej elementem wykańczającym, niż składnikiem bazy. Baza to makaron chilli + fasolka mung + mango. Mango warto obierać bezpośrednio nad miską, żeby sok ściekał już do sałatki a nie zmarnował się na desce do krojenia.

Wyciągamy widelcem część rukoli z dołu do góry i po wierzchu rozsypujemy podprażone w międzyczasie połówki ORZECHÓW WŁOSKICH.

I teraz przychodzi pora na TAJEMNICZY SKŁADNIK :)

Jak zauważyliście, do tej pory nie było tutaj żadnych przypraw, oliw, sosów ani innych dressingów i nadal nie będzie, ponieważ - całość polewamy 1 buteleczką WODY KOKOSOWEJ Z MANGO I CYTRYNĄ. I to w zupełności wystarcza na zwilżenie sałatki i wykończenie jej smaku, naprawdę nic więcej nie trzeba robić.

Efekt całościowy jest taki, że pikantny makaron chilli, "nadziany" fasolką mung, wspaniale komponuje się ze słodkim mango, a woda kokosowa z mango i cytryną pięknie podkreśla smak mango, delikatnie łagodząc przy tym chilli z makaronu. Do tego orzechy dla zachowania równowagi między miękkim i twardym + rukola do pary dla orzechów włoskich i uwierzcie mi, będziecie chcieli to powtórzyć :))

A TERAZ OBIECANY KONKURS.

Mamy do dyspozycji drugi smak wody Coco Vigo - Z GRUSZKĄ I ANANASEM.

Osobiście nie miałam jeszcze okazji pokombinować z wykorzystaniem jej w kuchni, więc może tym razem to Wy zaproponujecie innym coś ciekawego :)

Jeśli macie pomysł, co zrobicie z taką wodą (poza wypiciem tak po prostu oczywiście!), napiszcie o tym tutaj w komentarzu pod postem.

Może to być również sałatka, jak moja dzisiaj, a może być cokolwiek innego smacznego :) Warunek jest tylko jeden - przepis musi być wegański.

4 osoby (wybrane sprawiedliwe czyli losowo), dostaną ode mnie po 1 butelce takiej właśnie wody kokosowej z gruszką i ananasem w prezencie. Na pomysły czekam do wtorku 10 lutego, zapraszam do zabawy! :)







wtorek, 3 lutego 2015

Blog Roku 2014 + rabat 5% na zakupy


Witajcie.

W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, zgłosiłam swojego bloga do konkursu "Blog Roku".
Zanim poproszę Was o głosowanie, chciałabym przedstawić Wam bliżej ideę mojego zgłoszenia.

Nie zależy mi absolutnie na jakichkolwiek nagrodach, w ogóle na nie nie liczę.
Mój blog jest jeszcze mało znany i na tle tylu innych, wspaniałych blogów, z pewnością nie wypada spektakularnie ;)

Zgłosiłam go w kategorii "kulinarne", chociaż tak naprawdę typowym kulinarnym blogiem nie jest, ale z opisu poszczególnych kategorii wynika, że właśnie w tej powinnam go umiejscowić.

Biorę udział w konkursie, aby dotrzeć z moim blogiem do nowych osób, aby dać się znaleźć w sieci nie tylko z poziomu wyszukiwarek przepisów ;) Zależy mi, aby ta myśl, która przyświecała jego powstaniu, że weganizm może być prosty, poszła jak najszerzej w świat.

W poprzedniej edycji konkursu tytuł Bloga Roku 2013 w kategorii "kulinarne" zdobył WEGAŃSKI, cudowny blog Jadłonomia (który serdecznie polecam wszystkim, lubiącym smacznie i ciekawie zjeść). Pobił wszystkie inne, uznane blogi kulinarne.
Dzięki temu weganizm wszedł pod strzechy ;) Wielu ludzi dowiedziało się, że po rezygnacji z mięsa i mleka nie trzeba odżywiać się wyłącznie trawą, że wegańskie jedzenie może być naprawdę smaczne.

Właśnie dlatego i ja zgłaszam bloga po raz kolejny do konkursu; chciałabym dotrzeć z nim do przynajmniej kilku nowych osób, które zainteresują się i zainspirują do wprowadzenia pozytywnych zmian w swoim życiu.

Mam też nadzieję, że dzięki wpuszczeniu bloga między ludzi ;) uda mi się zaciekawić nowych odbiorców ofertą mojego najmłodszego "dziecka" - sklepu internetowego, który powstał dokładnie z tej samej pasji, co blog. W tej chwili blog i sklep to "naczynia połączone", poświęcam im dużo swojego czasu i energii i mam nadzieję, że zrozumiałym jest, że zależy mi na ludziach po drugiej stronie, bo bez nich - bez Was - moje wysiłki w ogóle nie miałyby sensu :) :)

Głosując na wybranego bloga (możecie głosować na dowolny i w dowolnej kategorii) robicie przy okazji coś dobrego - środki pozyskane z głosowania SMS zostaną przeznaczone na rzecz Fundacji Dzieci Niczyje.

Jeśli przekonałam Was do przyłączenia się do tej imprezy, możecie głosować od dziś do 10 lutego do godziny 12.00.

Z jednego numeru można oddać tylko 1 głos na 1 bloga. Jest możliwe oddawanie głosów na wiele blogów, czyli można wysłać nawet tyle smsów, ile blogów w konkursie :) Natomiast nie jest możliwe wysłanie wielu głosów na tego samego bloga, chyba że z innych numerów telefonów komórkowych.
Szczegółowe informacje w regulaminie głosowania tutaj.

Koszt 1 SMS to 1,23 zł brutto (1 zł + VAT), 
w treści sms należy podać kod wybranego bloga i wysłać go na nr 7122.

KOD MOJEGO BLOGA to E11512. 

Dziękuję z góry za głosy i tym samym pomoc w promocji bloga 
i dla wszystkich, którzy doczytali tego posta do końca, mam niespodziankę :) 

Na hasło E11512 możecie zrobić zakupy w moim sklepie z 5% rabatem 
na cały asortyment w kategorii "Delikatesy",  od dziś do 10 lutego włącznie. 
Aby aktywować rabat, wystarczy wpisać kod w koszyku.

Zapraszam serdecznie i jeszcze raz dziękuję!



niedziela, 1 lutego 2015

WZMACNIAJĄCA ZUPA KREM Z SOCZEWICY, prawie BEZ GOTOWANIA

Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że po zmianie sposobu odżywiania cała nasza rodzina zyskała lepsze zdrowie.

W sumie wcześniej też nie chorowaliśmy zbyt często ale jednak widzę wyraźną poprawę, od ubiegłej zimy oprócz ospy moich dzieci nie było u nas żadnego choróbska, ewentualnie zwykły jesienny katar.

Jednak dieta dietą, a życie życiem; trochę więcej stresu przed dłuższy czas i szwy odporności organizmu puszczają, no i właśnie mam w domu takiego jednego, baaaardzo pociągającego, z obolałymi mięśniami i w ogóle, wiecie jak to jest.

Potrzebna była dziś więc jakaś wzmacniająca kolacja, najlepiej w postaci ZUPY.

Nie można powiedzieć o niej "zupa mocy", ponieważ w ten sposób nazywa się powstające przez wiele godzin na wolnym ogniu warzywne wywary; jest to jednak jak najbardziej zupa wzmacniająca, zaraz zobaczycie dlaczego.

Generalnie jest to zupa PRAWIE BEZ GOTOWANIA, połączenie ugotowanej soczewicy i zmiksowanych surowych warzyw oraz przypraw.

Ciekawi?? A więc, w celu uzyskania 2 litrów zupy:

- wstawiamy na ogień garnek z 1,5 L WODY, czekamy aż się zagotuje i wtedy
- wsypujemy do wrzątku pół łyżeczki KURKUMY, zostawiamy na moment.

Przygotowujemy  SOCZEWICĘ CZERWONĄ - szklankę, 200-250g; należy ją wypłukać i wrzucić do wrzątku (soczewicę oczywiście, nie szklankę :D).

I teraz, soczewica gotuje się w kurkumie, aż osiągnie fazę rozpadania (jakieś 15-20 minut), a my w tym czasie przygotowujemy warzywa do blendowania. U mnie były to dziś:

- 2 średnie MARCHEWKI, ćwiartka SELERA, 1 cała CEBULA, 1 ogromny ząbek CZOSNKU (można dać więcej ale na noc nie polecam, bo trzeba potem wstawać pić ;) ) - i wszystko to wystarczy tylko obrać.

Do tego łyżeczka soli (bo nie solimy gotującej się soczewicy), łyżeczka CURRY i tajemniczy składnik ;) czyli kawałek świeżego korzenia IMBIRU, długości około 2 cm.
No i jeszcze przydałby się jakiś tłuszcz; u mnie ostatnio do wszystkich zup idzie łyżka OLEJU KOKOSOWEGO.

I teraz - jeśli ktoś ma duży blender kielichowy, to najłatwiej będzie zmiksować wszystko za jednym zamachem z ugotowaną już "zupą", a jeśli ktoś nie ma takiego, trzeba zblendować to wszystko jakoś na raty :) np. marchewkę z częścią zupy, przelać do garnka, potem seler, cebulę, czosnek z imbirem i przyprawami z resztą zupy i dolać do garnka, i w razie potrzeby całość chwileczkę podgrzać.

Na talerzu posypujemy zupę kiełkami brokuła i mamy w efekcie wzmacniającą zupę krem z soczewicy, z bogactwem witamin i minerałów z warzyw, nie utraconych podczas gotowania, z dawką naturalnych "antybiotyków", jakimi są czosnek i imbir, i z lekko pikantnymi kiełkami do przeżucia z zupą, idealnie pasującymi do tego właśnie kremu.

Jakość zdjęć nie podlega dyskusjom, robiłam je na szybko w wieczornej kuchni, więc wiecie..
Nie o zdjęcia tu jednak chodzi tylko o pyszną zupę, którą możecie zrobić sobie jutro, na pohybel zarazom wokół :) Dobrym dodatkiem byłby też ziołowe grzanki ale... nie chciało mi się robić.

Całe "gotowanie" zajęło mi jakieś pół godziny, tak że zaliczam kolację do wyjątkowo udanych - smacznych, zdrowych i przy tym zupełnie nie zajmujących czasu w niedzielę wieczorem.

Życzę wszystkim smacznego, bo mam nadzieję, że spróbujecie? :)