Znajdź na blogu...

wtorek, 15 kwietnia 2014

Wegańska Wielkanoc - PISANKI Z MASY SOLNEJ oraz DLACZEGO NIE JEMY JAJEK?

Świeżo ulepione jajka, kiedy wyschną będziemy je jeszcze malować

Witam wszystkich przedświątecznie, tych co obchodzą Wielkanoc i tych co nie...

Dziś nie będzie przepisu na jedzenie. Dziś będzie przepis na kolorowe jajka :))

W tamtym roku, kiedy wybraliśmy wegański sposób życia, 3 miesiące później zbliżały się święta wielkanocne.

To, że nie będziemy jeść jajek na śniadanie było dla mnie oczywiste  - oprócz względów etycznych, po 3 miesiącach nawet najświeższe jajka nam śmierdziały i nie bylibyśmy w stanie ich przełknąć, po prostu. Dziecko jajek nie cierpiało nigdy więc zero tematu.

Problem pojawił się w momencie, kiedy moja Córka chciała robić pisanki...
Wiadomo, przedszkole, przygotowania, pamiętała też z poprzednich lat farbowanie i ozdabianie jajek. No i co tu zrobić? Za późno było już na kombinowanie, kupiłam więc 10 jajek z przeznaczeniem na pisanki i - mimo że nie zjedliśmy ani jednego - było mi jakoś głupio z tego powodu. Co prawda kupiłam jajka tzw. "zerówki" - I O TYM ZARAZ NAPISZĘ WIĘCEJ -, no i zrobiłam to dla Dziecka, wiedziałam jednak, że na następne święta muszę wymyślić coś innego...

W tym roku, tydzień przed świętami czyli mając jeszcze duuuużo czasu, robimy pisanki z masy solnej :) Jeść ich i tak nie mamy chęci a przynajmniej na wielkanocnym stole nie zabraknie kolorowych jajek, z przygotowania których nie wiem kto ma większą frajdę - dzieci czy ja... :))

Masę solną robi się łatwo. Potrzebne są:

- 2 szklanki mąki
- 2 szklanki soli
- szklanka ciepłej wody

Trzeba tylko wymieszać mąkę z solą, stopniowo dodawać wodę i zagniatać "ciasto".
Po kilku minutach ugniatania powinna powstać fajna, plastyczna masa, nie lepiąca się do rąk. W razie potrzeby można dodać troszkę wody albo podsypać trochę mąki, nieważna jest tu aptekarska dokładność...

Część masy możemy pozostawić białą i dopiero po wyschnięciu pomalować jajka, część możemy pokolorować od razu,  używając do tego barwników w proszku.

Takie barwniki każdy ma w domu - kurkuma, papryka, kakao, cynamon :) Można użyć też syntetycznych barwników do jajek, które są do kupienia w sklepach. Ugniatamy masę z kolorowym proszkiem i... bawimy się! :))

Dziecięca inwencja twórcza bardzo wskazana, podobnie jak różne akcesoria do ozdabiania: koraliki, patyczki do robienia dziurek, sznurki do odciskania wzorków, itd.

Na zdjęciu - zielony, fioletowy, niebieski, różowy i pomarańczowy - syntetyczne barwniki do jajek. Żółty - kurkuma. Ceglasty - słodka papryka w proszku. Osobiście stwierdzam, że "paprykowe" jajka są najbardziej podobne i w kolorze i w teksturze do prawdziwych, farbowanych łupinkami z cebuli.

Ozdabianie możemy wykonać od razu albo dopiero po wysuszeniu - warto zaplanować sobie wcześniej co i jak. Odciski i wciski wiadomo, na świeżo, malowanie dopiero na suchym.

Porcje masy solnej najlepiej powkładać do foliowych woreczków i wyciągać tylko tyle, ile potrzeba w danym momencie; inaczej będzie niepotrzebnie twardnieć. Jeśli chcemy coś wałkować czy wykrawać, najlepiej robić to na folii aluminiowej, na której potem zostawimy ozdoby do wyschnięcia albo włożymy na blaszce do piekarnika. Przenoszenie świeżych wyrobów na inne podłoże jest ryzykowne, można łatwo zniszczyć kształt albo oderwać uszy zającowi ;)

Sposoby suszenia masy solnej są 2 - albo po prostu zostawiamy figurki na kilka dni do stwardnienia albo suszymy w piekarniku, nastawionym na 80 stopni, przy uchylonych drzwiczkach. Nie warto spieszyć się z suszeniem i podkręcać temp. ponieważ zbyt gwałtownie schnąca masa zwyczajnie popęka.
Ja suszę spokojnie na parapecie okna, w końcu mamy jeszcze kilka dni, zdążymy pomalować...

Ciemniejszy zajączek - kakao; jaśniejsza zajączkowa - cynamon. Pachną :))


A DLACZEGO NIE JEMY JAJEK?

W dzisiejszych czasach jajka NIE pochodzą od kur drepczących leniwie po podwórku, grzejących piórka w słońcu, dziobiących ziarenka to tu, to tam...

Dziś kury to maszyny spożywcze, służące do produkcji jajek na akord, padające z wycieńczenia po 2 latach "pracy" (w warunkach naturalnych żyją około 10 lat).
Całe swoje "życie" spędzają w ciasnych klatkach, nie mogąc rozprostować skrzydeł,
z przyciętymi dziobami aby nie raniły się nawzajem w walce o dodatkowy centymetr...
Kiedy umierają, ich dotychczasowe towarzyszki depczą po nich, dopóki nie zostaną "posprzątane". Fajnie, co?..

Chów ściółkowy (oznaczenie jajek cyfrą 2) oraz klatkowy (3) nie różnią się tak naprawdę niczym. To, że kury nie są w klatce i mają trochę ściółki pod nogami nie czyni ich życia bardziej kolorowym. Są trzymane tak samo w zamknięciu i stłoczeniu i tak samo intensywnie składają jaja, dopóki nie padną.

Kury z tzw. "wolnego wybiegu" (1) mają się już trochę lepiej - mogą opuszczać kurnik i pobiegać trochę na powietrzu ale i tak głównie muszą składać jaja - do 10 razy więcej niż w warunkach naturalnych. Sztucznie skracany jest okres "nienośny" - nieznośny dla kieszeni hodowców...

No i słynne "zerówki" - "jaja ekologiczne" - czyli pochodzące od kur wolnowybiegowych i karmionych pożywieniem bez dodatków chemicznych. Eko-kury mają luksus: mogą chodzić gdzie chcą, grzebać w piachu, wcinać dżdżownice, grzać się w słońcu i składać jaja w sposób naturalny, bez sztucznego przyspieszania.

To dlaczego nie jemy jajek - "zerówek"? Bo wszystko ma swoje drugie dno... Ferma to ferma, kury, które przestają "dawać" jajka jadą do rzeźni, no bo po co je utrzymywać? Ponadto - we wszystkich rodzajach chowu kur, również tym "eko", wylęgające się kurczaki-kogutki są natychmiast zabijane jako nieprzydatne (koguty nie składają jaj, co za pech...).

Czy to eko czy nie eko, każde jajko naznaczone jest okrucieństwem, za które nie zamierzamy płacić.

Dzisiaj mam do Was prośbę - jeśli jeszcze jecie jajka, zastanówcie się przy okazji tych zacnych świąt, czy nadal chcecie kupować najtańsze "trójki"?..

Może w podjęciu decyzji pomoże Wam kampania  JAK ONE TO ZNOSZĄ?  a Waszym pierwszym krokiem ku nowym wyborom będzie PODPISANIE PETYCJI do sieci Kaufland w Polsce, aby wzorem Kauflandu w Niemczech zrezygnował ze sprzedaży jaj z chowu klatkowego.
Dlaczego petycja do Kauflandu? Bo łatwiej jest naśladować mając już dobry wzór.

Jeśli już "musicie" jeść jajka (chociaż wcale nie musicie, naprawdę!), wybierajcie przynajmniej te z oznaczeniem "0" - mimo że droższe, nie są nafaszerowane chemią i naznaczone cierpieniem zwierząt; warto mieć taką myśl z tyłu głowy, nie tylko przed Wielkanocą...

A tutaj inne - fajne - wpisy w tym temacie, zerknijcie koniecznie:

readeat.pl -

WSZYSTKIM ŻYCZĘ RADOSNYCH ŚWIĄT
i udanych kolorowych jajek z masy solnej :)


12 komentarzy:

  1. "w warunkach naturalnych żyją około 10 lat"

    2-letnie i starsze kury znoszą ogromne jajka, które przechodząc przez ich wnętrzności - rozrywają je powodując ból i krwawienia...

    Teofila, właścicielka przydomowej hodowli kur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Czyli sugeruje Pani, że po 2 latach lepiej i tak je zabić = ulżyć im w cierpieniu?.. Jeśli źle zrozumiałam - przepraszam.

      Usuń
    2. A jak Pani ulżyłaby ich "cierpieniu"?
      Wezwałaby Pani lekarza?

      Usuń
  2. Co za bzdura...wychowałam się w otoczeniu kur. Przez lata obserwowałam jak żyją,żerują i znoszą jajka na wolności czyli na wolnym,nieogrodzonym terenie. Żyły 7-8 lat i prawie do końca znosiły normalne jajka tyle że rzadziej. O czym Pani w ogóle pisze???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę o tym, co widzę.
      Pani widocznie nie dość uważnie obserwowała kury i ich jaja.

      Usuń
    2. Chodzi o to, że gdy kury znoszą jaja rzadziej, hodowcom nie opłaca się ich trzymać.

      Usuń
    3. O co by nie chodziło, zawsze chodzi o pieniądze.
      Rok później jajek nie jemy nadal i nie zapowiada się, żeby cokolwiek miało się w tym temacie u nas zmienić.

      Usuń
  3. Oczywiście komentuję komentarz,nie wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Mnie, jako autorce tekstu, chyba nie wypada podsumować tej wypowiedzi w taki sposób ale myślę dokładnie to samo - co za bzdura...

      Usuń
  4. z tym zabijaniem kogutków to tez bzdura - ojciec kolezanki ma spora chodowle wolnowybiegowych kur - maja ogromny wybieg, wygrzebuja sa co im potrzeba itp. kogutki rodza sie bardzo rzadko i sa za bardzo cenne, zeby je zabijac, bo nie bylo by komu kur zapladniac - w koncu nowe nioski, tez skads sie musza brac.
    sama jestem weganka, ale z rzadka jajka "0" jem - zaczelam od momentu sprawdzenia wiadomosci u "zrodla" - czyli u kogos, kto rzeczywiscie wie co sie u takich kur dzieje. przytaczanie wiadomosci, z roznych ston weganskich czesto nie ma sensu - ludzie lubia sie "nakrecac" i siac dalej takie "ciekawostki".
    widzaialam fora, na ktorych wszyscy nawzajem sie przekonuja, ze weganie nie potrzebuja suplementacji B12. i dzieciom swoim tez nie beda suplementować
    powodzenia.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo rozsmiesza mnie podejscie niektorych osob ktore twierdza ze zostaja weganami ze wzgledu na cierpienie zwierzat i skupiaja sie tylko na tym co jedza. Problemem nie jest tylko zywnosc ale tez naprzyklad kosmetyki ktore sa testowane na zwierzetach. Ciekawy jestem czy ktos kto uzywa kosmetykow testowanych na zwierzetach nadal smie twierdzic ze zostal weganinem ze wzgledu na cierpienie zwierzat. Chodzi mi tutaj o to zeby ludzie jezeli zaczynaja cos robili to na 100 %.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe skąd w listopadzie ktoś trafił na wpis o wielkanocnych pisankach... To, że nie piszę tutaj o innych aspektach weganizmu wcale nie znaczy, że ich nie znam lub że je ignoruję. To jest blog wsparciowy dla tych, którzy potrzebują pomocy w kuchni, o innych sprawach każdy może poszukać informacji sam, ja nie jestem w stanie pisać tu o wszystkim. Co do kosmetyków - jednym z nielicznych linków, które polecam w kolumnie obok jest wegański blog "Kocie Uszy", o wegańskich kosmetykach właśnie, pozdrawiam :)

      Usuń

Po przeniesieniu bloga na nową stronę możliwość komentowania istnieje tylko pod nowym adresem wszystkojestwglowie.pl

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.