Znajdź na blogu...

niedziela, 12 stycznia 2014

KOTLETY Z KASZY I SOCZEWICY czyli wegańskie karminadle


Myślałam, że przepisu na kotlety nie zobaczycie na tym blogu nigdy, ponieważ baaaaardzo rzadko je robimy w ogóle... Są jednak dania, takie jak kartofle z kapustą, do której taki kotlet "mielony" aż prosi się na talerz! :)  Dla wszystkich, którzy chcieliby spróbować wegańskich karminadli - przepis poniżej.


A tytułem wyjaśnienia: dlaczego rzadko robię kotlety? - taka historyjka.

Całkiem na początku, kiedy przestaliśmy jeść mięso, pojawiła się oczywiście kwestia: "to z czego teraz będziemy robić kotlety?". No bo wiadomo - kotlet w życiu człowieka to pozycja obowiązkowa, bez kotleta ani rusz. Więc - siedziałam w necie, szukałam przepisów, próbowałam różnych i jedliśmy - a to z pieczarek, a to z brokułów, a to z kalafiora, a to z jajek, z soczewicy, ciecierzycy i czego tam jeszcze nie było; nawet kotlety z krążków selera były oraz z cukinii, w panierce, a jakże!

Im dalej w las tym mniej to wszystko mi się jednak podobało, bo albo coś było za suche albo za mokre albo się rozpadało albo w smaku nijakie... Urobił się człowiek po pachy a efektu zero.

Aż przyszedł DZIEŃ OLŚNIENIA! - PO CO???
Po co gotować coś, potem to siekać, mieszać z innym pomielonym czymś i górą przypraw, taplać to wszystko w jajku, toczyć w tartej bułce a potem jeszcze smażyć i niby takie to zdrowe wegetariańskie jeść??! Przecież taki brokuł czy inna pieczarka nie ma już żadnej wartości odżywczej!! Nie lepiej ugotować brokuła i PO PROSTU GO ZJEŚĆ?? No jasne, że LEPIEJ!! :D

Mój kochany Mąż oczywiście zgodził się ze mną i to był początek końca kotletów wszelkiej maści w naszym domu. Jemy warzywa jako część obiadu w jak najmniej obrobionej postaci, tak, żeby wyciągnąć z nich jak najwięcej wartości odżywczych. Żadnych ugotowanych, pomielonych a potem usmażonych, dla mnie takie warzywa zaczęły jawić się jako "martwe", w sensie zero wartości, po co to jeść w ogóle??

Mam wrażenie, że stąd właśnie biorą się wegetarianie mający problemy z nadwagą i równocześnie jakieś niedobory żywieniowe - pchają sobie takie kotlety na talerz 5 dni w tygodniu (w dobrej wierze oczywiście) a oprócz smażeniny i panierek nie dają sobie z tego nic...

Wracając - kotletów u nas prawie nigdy nie ma, dlatego myślałam, że nigdy nic takiego nie napiszę. ALE. Ale przyszła zima i sezonowe jedzenie, w tym kapusta kiszona, a jak kapusta kiszona to z kartoflami a jak z kartoflami to karminadle muszą być ;) Kotlety, o których poniżej, zrobiłam raz i wyszły tak dobre, że z innymi nie kombinuję, jak mam już jakieś robić to tylko te - roboty mało, dobrych kotletów dużo, zmarnowanych warzyw zero a za to węglowodanowe bombki, po których nawet okruszki nie zostają...

A robi się je tak:

- szklankę kaszy gryczanej niepalonej oraz
- szklankę soczewicy czerwonej

przepłukujemy,
wrzucamy RAZEM do jednego garnka,
zalewamy 4 szklankami zimnej wody,
dodajemy płaską łyżeczkę soli,
stawiamy na ogień.

Kiedy woda się zagotuje, zmniejszamy płomień prawie do minimum i na wolnym ogniu gotujemy jakieś 20 minut, aż soczewica się rozpadnie i ta woda, która jeszcze jest w garnku, zrobi się od niej gęsta.
JESZCZE LEPIEJ JEST POCZEKAĆ AŻ DO CAŁKOWITEGO WYGOTOWANIA/ODPAROWANIA WODY, tylko trzeba przypilnować, żeby nie przypalić garnka - wtedy NA PEWNO kotlety się NIE ROZPADNĄ :))

Ugotowaną masę odcedzamy porządnie na sicie (chyba że już nie ma co odcedzać),
dodajemy zeszkloną w międzyczasie cebulę pokrojoną w drobną kostkę oraz
przyprawy - u mnie to jest pół płaskiej łyżeczki pieprzu, płaska łyżeczka sproszkowanego czosnku, kopiasta łyżeczka ziół prowansalskich i tyle :)

Oczywiście całość można doprawić sobie wg uznania - taka masa ma tę przewagę nad mięsnymi, że można ją w trakcie przyrządzania kosztować :)

Mieszamy wszystko elegancko, czekamy chwilę, żeby nie poparzyć rąk i ... zabieramy się za klejenie kotletów. JESZCZE LEPIEJ POCZEKAĆ AŻ MASA CAŁKOWICIE WYSTYGNIE, wtedy klejenie kotletów jest łatwiejsze.

UWAGA: masa jest dość lepka ale spokojnie daje się formować w kulki. NICZEGO NIE DOSYPUJCIE, PLEASE! Podzielę się z Wami patentem na lepienie tych kotletów tak, żeby wyglądały ładnie i nic się nie rozpadało na patelni.

Najpierw formuję kulki takie, jakie się udają, jednym cięgiem, bez płukania rąk po drodze i innych wygibasów. Układam je na desce (z tej ilości wyszły mi dziś 22 sztuki).
najpierw kotlety wyglądają tak

Teraz przepłukuję ręce ZIMNĄ wodą, strząsam tylko wodę, nie wycieram rąk i jeszcze raz biorę każdą kulkę do ręki i "uładzam". Co kilka sztuk powtarzam przepłukiwanie rąk w zimnej wodzie.
a uładzone wilgotnymi rękami tak
Te kotlety nigdy nie rozpadły mi się nie patelni, nic z nich nie opada w czasie smażenia a naprawdę nie dosypuję do nich żadnej mąki, bułki, nie lepię siemieniem ani innym glutem, wszystko tak, jak napisałam.

Gotowe kotlety rzucam na DOBRZE ROZGRZANY olej, rumienię chwilkę z każdej strony (BEZ PRZYKRYWANIA PATELNI OCZYWIŚCIE), ściągam delikatnie łyżką (w sensie, że nie widelcem, równie dobrze może to być jakaś łopatka :)) a potem już tylko nic, tylko jeść. Są bardzo lekkie, delikatne, takie jakby puszyste, nie wiem jak to określić, ale nie mają nic wspólnego z różnego rodzaju kotletowymi "gniotami" a smakują naprawdę wybornie! Jeśli moje starsze dziecię prosi o dokładkę, to muszę prawdę mówić :D


Do tych kotletów świetnie pasuje dip czosnkowy a dzisiaj jedliśmy tak po prostu, w towarzystwie brązowego ryżu, marchewki i buraków. SMACZNEGO! :)

P.s. W związku z tym, że pojawiły się głosy o rozpadaniu się kotletów SUGERUJĘ UGOTOWAĆ MASĘ NA KOTLETY WCZEŚNIEJ, NIŻ BĘDĄ POTRZEBNE (np. rano albo w ogóle poprzedniego dnia), porządnie ją wystudzić i formować kotlety dopiero z takiej zimnej masy. 
Pomijamy już wtedy hartowanie kotletów, tylko ulepione rzucamy prosto na patelnię, co w sumie zajmuje mniej czasu. Kotlety są pyszne, komu się udały ten potwierdzi, a komu nie, cóż, zawsze może zjeść jabłko na pocieszenie ;)

42 komentarze:

  1. Śliczne te Twoje kotleciki, na pewno wypróbuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Z soczewicą nie robiłam, ale świetne są również jak połączysz kaszę gryczaną z jaglaną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno! Uwielbiam obie te kasze :) Tutaj soczewica wzięła się z próby przemycenia jej do menu dziecka, które normalnie nie chce jej jeść. Jak widać, wszystko zależy od formy :)

      Usuń
  3. Witam,
    Jestem właśnie po pierwszej, nieudanej próbie wykonania tych "mielonych". Trzymałem się bardzo Twojego przepisu, jednak już podczas smażenia i próby obrócenia wszystko zaczęło się rozwalać. Dopóki nie odłożę na patelni jest wszystko ok. Nawet dziwiłem się, że tak bez niczego. Potem na patelni jak tracą wodę to wszystko się rozpada. Zastanawiam się, co mogło pójść nie tak.... będę wdzięczny za wskazówki.
    Ale i tak wszystko smakuje wybornie. Podałem z surówką z modrej kapusty.
    Pozdrawiam
    Bartek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Jedyne co mi przychodzi do głowy to za mokra masa i tak jak mówisz, woda odparowała, zrobiły się luzy i wszystko się rozleciało; może następnym razem spróbuj bardziej odcisnąć? Nie wiem, mnie się tak nigdy nie zrobiło... Dobrze, że chociaż smakowało, jeśli nie wyglądało :)

      Usuń
  4. Hej :) Podobnie jak Bartkowi, mnie także wszystko się rozleciało :( Starałem się bardzo trzymać przepisu, z tym że miałem soczewicę zieloną zamiast czerwonej. Ale podałem z bigosem (wegańskim oczywiście) i było super :)
    Pozdrawiam, Jarek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) No tu akurat to ewidentnie kwestia soczewicy, zielona nie rozpadnie się tak przy gotowaniu jak czerwona a soczewica robi tu za część klejącą masy, żeby nie trzeba było niczego dosypywać. ALE - można takie kotlety swobodnie robić z inną soczewicą, inną kaszą, wystarczy dosypać trochę bułki tartej albo zmielonych płatków owsianych i powinno też być dobrze. A POZA TYM - co za radość, że Panowie Weganie gotują :)))

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Jak się cieszę, że się nie rozpadły :D
      Czyli da się; muszę sprawdzić wersję z dodaniem mniej/więcej wody do gotowania, żeby zobaczyć,dlaczego niektórym się rozlatują; taka zagwozdka :)

      Usuń
  6. Super że o tym przeczytałam...nabrałam ochoty ostatnio właśnie na kotlety a tu bum! sa kotlety i to bez jakiś "glutów" jak piszesz w środku:) zrobię...na bank:)

    OdpowiedzUsuń
  7. No udały się znakomicie bez zlepiacza :) Pozdrawiam Sandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No extra! :D Cieszę się bardzo, bo mnie one NIGDY się nie rozpadły i zmartwiło mnie trochę, że innym się rozlatują...

      Ja myślę, że najważniejsze to ugotować kaszę z soczewicą aż do całkowitego wygotowania/odparowania wody, wtedy nie powinno być problemów. Chyba zmienię trochę opis...

      Cieszę się, że smakują! :)))

      Usuń
  8. Soczewica się nie rozpadła! :( Gotowałam 30 min. Zamiast tego zblendowałam ;) Wyszły pyszne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dałaś czerwoną? Dziwne, po 30 minutach to już MUSIAŁA się rozpadać. Ale jak widać główka pracuje, dobrze, że smakowało :D

      Usuń
    2. Si, czerwoną. Aż dwa razy potem sprawdziłam :D Uparta jakaś najwidoczniej ;)

      Usuń
  9. A czy masz pomysł, czy można zamiast smażenia je upiec? Ile czasu i w jakiej temperaturze? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że nie wiem,nigdy ich tak nie robiłam bo mi się nie chce :D
      Gdybyś chciała spróbować, to myślę, że temp. standard 180-200 stopni i nie trzeba długo piec, bo przecież nic tu nie jest surowe; powiedziałabym, że najlepiej podglądać przez szybkę czy już dobrze wyglądają i wystarczy :D
      Inna sprawa to nie wiem czy właśnie się nie rozlecą, bo nie "zetną" się na powierzchni tak jak na gorącym oleju i całkiem możliwe, że zostaną tylko podsuszone i będą się rozsypywać. Może dodatek mąki dałby radę, podobne kotlety z mąką pieką się dobrze.

      Usuń
    2. Dzięki, jak przetestuję to dam znać. ;)

      Usuń
  10. Dziś zrobiłam kotleciki i wyszły bardzo smaczne. Dodałam świeży czosnek zamiast w proszku. Kotleciki nie rozpadły się, ale nie powiem żeby były bardzo foremne. Zjedliśmy z panczkrautem (też jestem ze Śląska) i zaliczam obiad do udanych :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to fajnie, że obiad udany :) Zwłaszcza, że weganizm na Śląsku to dla niektórych totalna abstrakcja, przecież tradycyjna kuchnia tutaj... ;)

      Usuń
  11. Czy można zastąpić kaszę gryczaną inną (prócz jaglanej)?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie można, ważne, żeby soczewica się rozpadła bo to ona jest sklejaczem kaszy; osobiście używam już tylko gryczanej i jaglanej ale z jęczmienną też powinno wyjść tak samo :) Pozdrowionka!

      Usuń
  12. Modyfikacja: zamiast cebuli poddusiłam pora, na to soczewica i kasza. I czosnek. I majeranek zamiast prowansalskich.
    Podałam z sosem chrzanowym na bazie miksu warzywnego.
    Pycha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, pomijając pora, którego nie cierpię ;) Ale sos chrzanowy do nich idealny!

      Usuń
  13. Reklamacja! ;) moje się zaczęły rozpadać podczas smażenia. Czyżbym nie rozgotowała kaszy dostatecznie? a może mieć znaczenie, że była to kasza palona?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu, raczej za świeża masa. Najlepiej poczekać, aż będzie całkiem zimna i dopiero smażyć,a jeszcze lepiej ugotować, wsadzić do lodówki i smażyć dopiero następnego dnia :) Ale tak czy siak nie powinny się rozpadać, może nie rozgotowana soczewica dokładnie (powinna zrobić się taka ciapa dosłownie). Oby następnym razem się udało!

      Usuń
    2. W smaku były boskie więc na pewno będę jeszcze próbować :)

      Usuń
    3. Przynajmniej tyle dobrze ;)

      Usuń
  14. Dawno nie widziałam tak nieudanego przepisu. Gratuluje. Wszystko poszło do kosza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja gratuluję komentarza, równowaga w świecie musi być.

      Usuń
  15. Genialny przepis! Wyszły już za pierwszym razem. Potem próbowałam też różnych modyfikacji (np. z posiekaną papryką) i też były doskonałe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Bardzo się cieszę, bo mnie zawsze wychodzą i są naprawdę dobre :)

      Usuń
  16. Czy podczas gotowania kaszy z soczewicą mam to co jakiś czas przemierzać? Bo w innym poście pisała Pani że kaszy się nie miesza i nie wiem co w tym przypadku, gdy kasza jest z soczewicą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może dlatego mi się wcześniej rozwalały :/

      Usuń
    2. Nie, nie mieszanie jest po to, żeby kasza nie przywierała do garnka, jeśli się rozwalały to albo za słabo rozgotowana soczewica albo zrobione ze zbyt świeżej masy, lepiej dać jej kilka godzin wystygnąć, pisałam o tym w poście. Dziwne to, że jednym wychodzą zawsze super, a innym się rozwalają, podejrzewam najbardziej różny stopień ugotowania masy i czy jest ciepła lub zimna przy lepieniu kotletów.

      Usuń
  17. Jeszcze nie skończyłam ale już wiem, że jest dobrze. :)
    Co prawda zapomniałam posolić zawartość garnka ale nadrobię później.
    Ja na gotowanie kaszy i ogólnie wszystkiego co chłonie wodę a boję się przypalenia gara :D gotuję tyle ile jest podane i garnek chowam pod wełnianą kołdrą wtedy kasze czy soczewice zawsze fajnie dochodzą. :)
    Teraz też ugotowane było rzadkie wstawiłam pod kołdrę i wyjęłam-gorące a już twarde. :)
    Może jutro na imprezę je zabiorę. ;)

    PS. Pozwolę sobie "ukraść" przepis na mojego bloga - oczywiście podam źródło. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ostatecznie niestety jednak nie wyszły pomimo twardości masy jak kamień. :P
    Rozwalały się całkowicie na patelni podczas smażenia.
    Ostatecznie zmodyfikowałam je (wcześnie doprawiłam po mojemu) 3 łyżkami mąki pełnoziarnistej orkiszowej i obtaczałam w tej samej mące.
    W smaku pycha chodź nie na 100% w smaku jak oryginał ale i na to mam chyba patent. ;)

    Pozdrawiam ciepło z deszczowego Mrągowa,
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ciekawe, jak to jest, że jednym wychodzą zawsze super, a innym się rozwalają, Czy soczewica była dostatecznie rozgotowana? Jeśli zdjęłaś garnek z ognia, kiedy masa była jeszcze mokra i dochodziła pod kołdrą, to wszystko owszem, zmiękło ale czy soczewica zrobiła się raczej sypka, niż rozgotowana na tyle, żeby nie pozwolić kaszy rozłazić się na patelni. Druga rzecz, to kasza gryczana koniecznie niepalona, bo palona się nie klei, a niepalona trochę tak. Nie wiem, co jeszcze.

      Usuń
  19. Najlepsze kotlety jakie jadłam, jesteś mistrzynią!!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mamo, dzięki za ten komentarz, te kotlety to dość kontrowersyjna rzecz na moim blogu, jednym zawsze wychodzą super, innym zawsze się rozwalają, nie mam pojęcia o co chodzi, więc tym bardziej cieszę się, że najnowszy komentarz jest pozytywny :))

      Usuń

Po przeniesieniu bloga na nową stronę możliwość komentowania istnieje tylko pod nowym adresem wszystkojestwglowie.pl

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.