Znajdź na blogu...

piątek, 27 grudnia 2013

Wegańskie MAKÓWKI LUKSUSOWE

Święta, święta i po świętach... 
Została choinka, miłe wspomnienie i pusta micha po makówkach... 

No właśnie - MAKÓWKI - obowiązkowa potrawa wigilijna na Śląsku, w różnych domach robiona w różny sposób. 

Ja swoje pierwsze zrobiłam zupełnie nie-tradycyjnie (znalazłam wspaniały przepis w jakiejś książce kucharskiej) i było to wyjątkowo udane wyłamanie się ;) Ani moja Mama, ani Teściowa, ani żadna Babcia nie robiła TAKICH makówek, a różnym gościom posmakowały tak, że zaczęli brać ode mnie przepis. Co roku robiłam od razu podwójną porcję a potem jeszcze raz na Nowy Rok i właściwie była to dla nas główna słodycz do kawy na ten świąteczny okres... 

Aż przyszedł do nas weganizm. I co, co z makówkami??! Podstawowe składniki w tym przepisie - oprócz maku rzecz jasna - to śmietanka tortowa 36% i bułka mleczna... 

W tamtym roku jeszcze się złamałam i zrobiłam oryginalne, natomiast w te święta już nie było takiej opcji, więc - postanowiłam ten boski przepis zweganizować. 
I wiece co? Jak zwykle - weganizm jest prosty! :) Makówki wyszły wspaniałe i dzielę się koniecznie, żebyście zdążyli jeszcze spróbować - na Nowy Rok :)

Proces produkcyjny zaczęłam uwieczniać dopiero w połowie bo wcześniej kręcące się wokół Córcie skutecznie mi to uniemożliwiały ale jak wygląda mak każdy wie, więc zakładam, że nie będzie problemu ;)
Podaję przepis od razu na podwójną porcję, kto chce może zrobić pojedynczą ale będzie żałować!

Składniki:

- mak - 40 dkg
- migdały - 20 dkg
- cukier puder - 10 dkg
- laska wanilii - 2 sztuki
- do wyprodukowania śmietanki: nerkowce - 30 dkg
- zamiast bułki mlecznej: bagietka - 40 dkg
- kokos do ozdoby

I teraz tak. Najlepiej zacząć od ugotowania maku. ZMIELONY mak zalewamy wrzątkiem i gotujemy jakieś pół godzinki do 40 minut, potem wykładamy na sito i zostawiamy, żeby go porządnie odsączyć.

W tzw. międzyczasie szykujemy migdały czyli zalewamy wrzątkiem, czekamy chwilkę i jeszcze gorące szybko wypstrykujemy ze skórek (jak zdążą ostygnąć to znowu trudno je obrać). 

W tym samym międzyczasie ;) zalewamy wrzątkiem nerkowce i zostawiamy na jakieś pół godzinki, żeby napęczniały.

Ok, mak odsączony, migdały obrane, więc teraz mielimy mak z migdałami 3 razy i mieszamy porządnie z połową cukru pudru. I  masa makowa gotowa :) 

Dla szczęśliwych posiadaczy Vitamixa - wystarczy wrzucić wszystko do blendera, turbo 30 sekund plus kilka ruchów popychaczem i już :) 
Gorzej z wyciąganiem masy z dna ale to co zostanie polecam zalać mlekiem roślinnym pół litra, dodać 2 banany, zmiksować i mamy przepysznego świątecznego szejka :)

Bułkę kroimy w drobne kosteczki. Jeszcze tylko śmietanka i prawie koniec pracy...

Namoczone nerkowce odsączamy i produkujemy wegańską śmietankę tortową w taki sam sposób jak mleko z nerkowców, tyle że orzechów jest więcej a dodajemy znacznie mniej wody, tak żeby wyszło 600 ml gęstej śmietanki. 

Gotową śmietankę blendujemy z drugą połową cukru pudru i WANILIĄ - Vitamix pomieli całość, w innym przypadku trzeba laskę przeciąć wzdłuż i wyskrobać ziarenka a łodyżkę zetrzeć na drobnej tarce - i teraz już wszystkie komponenty wystarczy odpowiednio połączyć :)
(Nawiasem mówiąc - taka śmietanka smakuje jak pewne lody na "M", następnym razem spróbuję ją zamrozić...)

Do miski układamy kolejno:
- warstwę pokrojonej bułki, którą polewamy śmietanką, dobrze ją rozprowadzając
- warstwę masy makowej
- warstwę bułki
- śmietankę
- mak
- i jeszcze raz tak samo
- i na górę kołderka z wiórków kokosowych

- i na kilka godzin do lodówki
- i nie możemy się doczekać, żeby do michy tej się dobrać :)

Ważna uwaga - NIE OSZCZĘDZAJCIE NA WANILII - nie zamieniajcie jej na cukier wanilinowy czy jakieś aromaty czy cokolwiek innego, ponieważ boskość smaku tkwi w tym szczególe, wierzajcie mi!

I jeszcze - nie dodajemy kokosu między warstwami, ani rodzynek ani żadnych innych bakalii do masy makowej itp. bo PRZESADA ZABIJA PRAWDZIWY SMAK a tutaj smakiem jest właśnie mak z migdałami i słodką śmietanką waniliową.


Dlatego też są to makówki luksusowe; bo nie na wodzie albo mleku tylko śmietance nerkowcowej z wanilią, no ale przecież świąteczny stół wart jest tego, że miska makówek wychodzi 50 zł :) 
(Tym bardziej, że nie wydajemy już tych pieniędzy na zabijanie karpia dla uczczenia Bożego Narodzenia...)

Próbujcie, kosztujcie i dzielcie się wrażeniami, my jesteśmy w tym smaku zakochani!


Przy okazji prawdopodobnie ostatniego wpisu w tym roku:

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU 
DLA WAS WSZYSTKICH!

Dziękuję, że jesteście, że czytacie, komentujecie i proszę:
bądźcie nadal bo z Wami ten blog ma sens... 

Do zobaczenia w styczniu! :)


niedziela, 15 grudnia 2013

Wegańskie CIASTO Z JAGLANKI DOSKONAŁEJ ;)

Jak obiecałam tutaj, ciąg dalszy właśnie nastąpi...

Jeszcze nie było u mnie żadnego ciasta (a jemy ich dużo) więc... :))

Tytułem wstępu - to ciasto powstało jako totalny eksperyment (czyli "dosypiemy mąki, upieczemy i zobaczymy czy to da się zjeść") ale był to eksperyment tak bardzo udany, że od tego dnia często gości na naszym stole, bo jest po prostu super!



Pysznie smakuje, jest fajnie wilgotne, nadziane bakaliami, naturalnie słodkie i bardzo sycące - wspaniałe na deser i jako przekąska w ciągu dnia, taki trochę "baton energetyczny" ;)


Robi się błyskawicznie, wszyscy chwalą, no to w końcu - dzielę się :))

Zakładając, że nie zjedliśmy całej jaglanki na śniadanie i nie mamy ochoty dojadać jej jutro robimy tak:

- włączamy piekarnik, żeby już się nagrzewał (na taką temperaturę, w jakiej zwykle pieczemy ciasta - wiadomo, co piekarnik to inaczej),

- przekładamy to, co zostało w garnku do jakiejś większej miski i rozdziabujemy widelcem na małe kawałeczki:

- dosypujemy mąkę - obojętnie jaką (robiłam już z pszenną białą, razową, żytnią, gryczaną, orkiszową, zawsze wychodzi dobrze) - mniej więcej szklankę do dwóch, zależy ile zostało jaglanki; chodzi o to, żeby wszystko porządnie w tej mące obtoczyć,

- dodajemy trochę proszku do pieczenia,

- chlust oleju (tak mniej więcej pół szklanki)

-  i drugi chlust mleka (u mnie sojowe) - to już naprawdę na wyczucie -  tyle, żeby wymieszana masa była trochę mokra ale bez pływającego wokół płynu, takie małe "błotko" musi się zrobić ;)

- opcjonalnie można sypnąć dodatkowych orzechów, np. włoskich,

- przekładamy błotko do formy,

- na wierzchu układamy pokrojone w grube plastry jabłko,

- posypujemy troszeczkę cukrem (albo nie),

- wkładamy do piekarnika,

- wypowiadamy jak zwykle zaklęcie "ciasto, ciasto, udaj się bo chcemy cię zjeść!" :))

- i po jakimś czasie, krótszym niż godzina (u mnie to jest zawsze na oko ale jakieś 45-50 minut, chociaż jak będzie godzinę to też nic się nie stanie) wyciągamy z piekarnika,

- czekamy aż się przestudzi, posypujemy cukrem pudrem (albo nie) i ...

- dziecko, które nie cierpi jaglanki w postaci śniadaniowej, "wciąga nosem" 2 kawałki jaglankowego placka na podwieczorek :)

- A my z nim! :))

To ciasto wspaniale sprawdza się zamiast kanapek do pracy czy na uczelnię, kiedy nie ma warunków, żeby zjeść coś porządnego a z czegoś energię trzeba produkować; również jako przegryzka - zamiast tabliczki czekolady albo dwóch - dla zabieganych matek karmiących i tym podobnych przypadków ;)



P.s.
Ostatnio w ramach eksperymentu na eksperymencie :P domieszałam do masy mąki jaglanej - placek wyszedł suchawy więc:
- przekroiłam każdy kawałek w poprzek, przesmarowałam czarną porzeczką, skleiłam spowrotem i ... też zjedzone całe :)

Polecam Wam to ciacho , zawsze się udaje i zawsze jest pyszne;
jestem pewna, że tak jak u nas, na stałe wejdzie do Waszego menu!


piątek, 29 listopada 2013

JAGLANKA DOSKONAŁA :)

KASZA JAGLANA. 

Na początku swojej wege-drogi nawet nie kojarzyłam, co to za kasza...

Okazało się, że to piękna, złocista, smaczna i zdrowa, najstarsza ze znanych,

KRÓLOWA WSZYSTKICH KASZ.

Dzisiejszy wpis powstaje z myślą o początkujących jaglanko-fanach ;) którzy jeszcze nie wiedzą, jak zrobić z tej kaszy pyszne, sycące, energetyczne wegańskie śniadanie. (Dla starych wyg będzie on wstępem do kolejnego posta ale to już niespodzianka :))

Na początek - trochę wiedzy:

- przede wszystkim jest to kasza bez glutenu, co ma znaczenie dla osób z koniecznością (lub wyborem) diety bezglutenowej; nie uczula - dobra dla alergików;

- jest zasadotwórcza (!) czyli pomaga odkwasić organizm (bo zakwaszony organizm = chory na wszystko); oprócz niej tylko kasza gryczana ma również takie właściwości; 

- źródło łatwo przyswajalnego białka i stopniowo uwalnianych węglowodanów, błonnika oraz:

-  witamin z grupy B, krzemu (to rzadkość! a krzem = zdrowe stawy i kości, włosy, skóra, paznokcie), również magnezu, potasu, wapnia, żelaza, fosforu i miedzi, wit. E (witamina młodości) i lecytyny (mózg = pamięć i koncentracja) oraz antyoksydantów;

- działa antywirusowo, pomaga odśluzować organizm (przy katarze czy chorobach oskrzeli warto jeść codziennie), rozgrzewa;

- kaloryczna ale lekkostrawna i łatwo przyswajalna; polecana jako pierwsza kasza dla małych dzieci oraz  kobietom w ciąży...


No tak, widzimy już, że kasza jaglana jest wspaniała ale jak ją jeść?

Można na słono, można na słodko;
u nas w wersji słodkiej 2-3 razy w tygodniu - na śniadanie oraz... podwieczorek ale o tym w następnym poście :)

Kwestia gotowania, przelewania wrzątkiem (w celu pozbawienia goryczki), itd. - każdy ma swoje sposoby; ja, drogą dedukcji doszłam do konkluzji, że... ;) Ok, robię tak:

- wstaję z łóżka :)) idę do łazienki a potem od razu do kuchni i:

- 1 kubek kaszy (250 ml) przepłukuję na sicie pod bieżącą gorącą wodą, po czym wrzucam do garnka i zalewam 2 kubkami zimnej wody,

- od razu dodaję sól (1/3 małej płaskiej łyżeczki) i mieszam, stawiam na ogień,

- szybko dorzucam (przepłukane) moje ulubione dodatki, które wygrały wszystkie możliwe próby i kombinacje i to one właśnie sprawiają, że jest to dla mnie "jaglanka doskonała" :) - są to: suszone figi (12-20 sztuk), suszone (naturalnie) morele (12-20 sztuk), suszona żurawina (duża garść) i jakieś orzechy - albo brazylijskie albo nerkowce albo laskowe (też porządna garść) + 2 łyżeczki cynamonu,

- mieszam wszystko i to jest ostatni raz, kiedy mieszam w garnku (no bo jak nie przypalić kaszy? NIE MIESZAĆ!).

- Garnek przykrywam pokrywką, czekam chwilę i kiedy woda się zagotuje zmniejszam ogień do minimum i - teraz jest czas, żeby przebrać siebie, przebrać dziecko, podmalować oko, włączyć muzykę, przygotować jakieś herbatki i stół do śniadania, wszystko razem jakieś 20 minut;

- w tzw. międzyczasie zaglądam do garnka i jeśli już nie widzę wody - wyłączam gaz i zostawiam jeszcze pod przykryciem na bliżej nie określoną chwilkę, potrzebną do dokończenia różnych porannych czynności :)

Czasem zdarzy się, że widać, że ziarna są jeszcze twardawe, wtedy dolewam jeszcze pół kubka wody i zostawiam na gotowaniu a dopiero kiedy ta dodatkowa woda "zniknie" wyłączam gaz.




Na koniec do garnka leci chlust oleju/oliwy i dopiero teraz mieszam całość porządnie, nakładam do miseczek/na talerze, na górę dokładam pokrojonego w plasterki banana, delikatnie mieszam wszystko, żeby banan przejął ciepło od kaszy i... ŚNIADANIE BOGÓW MOŻNA ZACZĄĆ :))





A teraz P.S.

W jednym z wcześniejszych postów wspomniałam, że nie powinno łączyć się ze sobą fig (wapń) i żurawiny (szczawiany utrudniające przyswajanie wapnia). W tym przypadku walory smakowe wygrywają u mnie ze wskazaniami żywieniowymi - po prostu lubię takie połączenie i już ;)

Figi gotujące się z kaszą wspaniale pęcznieją i dosłownie pękają potem pod naciskiem widelca; słodkie jak miód, w połączeniu z morelami sprawiają, że całość jest wystarczająco słodka bez innych dodatków. Kwaskowata żurawina między nimi jest świetnym uzupełnieniem smaku a chrupiące w zębach orzechy przeciwwagą do miękkiej reszty - pełna harmonia, jak yin i yang :))

Ogólnie po takim śniadaniu nie chce się jeść do południa, naprawdę!

wersja z figami, rodzynkami i migdałami - też dobra ale nie aż tak ;)

Fajna informacja:

Jeśli nie zjecie wszystkiego, nie przejmujcie się, resztę można włożyć do lodówki a następnego dnia tylko dolać troszkę wody, podgrzać i mieć super śniadanie od ręki :)

Można też zrobić coś innego - i o tym właśnie w następnym poście...

ZAPRASZAM!






wtorek, 26 listopada 2013

SOCZEWICA Z KASZĄ I WARZYWAMI - wersja 2 - ZUPA :)


Jako że czasu mało, dziś będzie szybko; ostatnio obiecałam ciąg dalszy do tego przepisu więc oto i on... 

Nie wiem jak u Was ale u mnie z tej ilości tego dania ZAWSZE coś zostanie i to "coś" to czasem jest nawet połowa. Jest to tak sycący zestaw, że nie jesteśmy w stanie zjeść całości od razu.


Generalnie staram się przygotowywać zawsze świeży posiłek, jestem przeciwniczką zostawiania resztek "na potem", odgrzewania a już nie daj panie mrożenia i odgrzewania, itp. Jednak niektóre potrawy aż się proszą o zostawienie "na potem" bo "potem" po prostu smakują jeszcze lepiej... I taki właśnie jest ten obiad, a że nie lubimy jeść drugi raz tego samego, to:

warzywa z soczewicą z patelni - do garnka; kasza - do tego samego garnka; 
garnek - do lodówki.

A NASTĘPNEGO DNIA:

- dolewamy przegotowanej albo innej dobrej do spożycia wody,

- całość podgrzewamy (tylko już nie gotować, please!),

- doprawiamy bo smak lekko się rozwodnił ;)

- dolewamy oliwy, jeśli tłuszczyku za mało,

- posypujemy świeżą zieloną pietruszką 

- i mamy pyszną, sycącą jarzynowo-kaszowo-soczewicową ZUPĘ :))

No to tyle, serdeczne pozdrowienia dla kml z WD :))





sobota, 16 listopada 2013

SOCZEWICA Z KASZĄ I WARZYWAMI - wersja 1 - DANIE


Przyszły zimne dni a z nimi potrzeba jedzenia w bardziej rozgrzewający sposób... 

Soczewica z warzywami i kaszą to coś, co w takiej zimnej porze jemy często, zresztą to jedno z naszych najstarszych wege-dań a ciągle je lubimy, więc musi być dobre :)

Potrzebujemy:

- soczewicę czerwoną

- warzywa najzwyklejsze - 3-4 marchewki (zależy jakie duże), pietruszka korzeń + natka, 1 mały seler albo pół dużego, cebula

- przyprawy - pieprz, curry (można jeszcze dać dodatkowy imbir, bo chociaż wchodzi w skład mieszanki curry, to nie jest tak wyrazisty w niej)

- kaszę - u mnie gryczana niepalona ale może być i palona albo w ogóle inna.

Dla niewtajemniczonych ;) - SOCZEWICA - to taka roślina strączkowa, podobna trochę do groszku. 
Istnieje kilka odmian, osobiście wybieram czerwoną bo nie trzeba jej moczyć, najszybciej się gotuje i jest najbardziej lekkostrawna czyli nadaje się dla dzieci.

Właściwości odżywcze soczewicy:

- źródło węglowodanów ale również doskonałe źródło białka (28 g w 100 g nasion!); zawiera te słynne aminokwasy, których nasz organizm nie potrafi sam wytworzyć czyli dobra wiadomość - możemy położyć na talerzu danie z pięknymi nasionkami zamiast kawałków ciał zabitych zwierząt... (cały czas pamiętamy - jesteśmy tym, co jemy!);

- dużo błonnika; dużo kalorii ale niski indeks glikemiczny; prawie wcale tłuszczu - czyli jeśli musicie, odchudzajcie się z soczewicą a nie z dukanem...

- potas, sód; fosfor, wapń (zdrowe kości); żelazo, kwas foliowy (zdrowa krew); witaminy z grupy B

Najlepiej oczywiście znowu jeść kiełki, jeśli tylko ktoś lubi... Jeśli nie - GOTUJEMY :)

Zaczynamy od wstawienia kaszy - o gotowaniu kaszy bez przypalania pisałam TUTAJ (pod zdjęciem czerwonej fasoli zaczyna się opis :) ).

Obieramy wszystkie warzywa, rozgrzewamy suchą patelnię, ustawiamy na najmniejszym ogniu i tak:

- marchew ścieramy na tarce (na dużych oczkach) i wrzucamy na patelnię, ścieramy drugą marchew, mieszamy na patelni z pierwszą, itd.,


- następnie pietrucha - korzeń - i seler, ścieramy i na bieżąco dorzucamy do patelni, mieszając wszystko razem (ciągle na sucho - nie smażymy! po to jest najmniejszy ogień, żeby warzywa się nie przypalały a tylko ogrzewały i trochę miękły)

- kroimy cebulę w kostkę, mieszamy warzywa na patelni, robimy w nich "dołek" i teraz dopiero wlewamy do niego trochę oleju a do oleju pokrojoną cebulę; szklimy ją trochę i mieszamy całość. 

Teraz przyprawy - pieprz (ile? jak kto lubi :) ), opcjonalnie imbir (jak kto lubi) i konkretna ilość mieszanki przypraw curry (u mnie łagodna le jeśli wolicie ostrą - proszę bardzo).

Całość posypujemy soczewicą, robiąc z niej "kołderkę" dla warzyw i dolewamy wody - tyle, żeby cała soczewica znalazła się pod wodą. 

Przykrywamy pokrywką, podkręcamy ogień i to już prawie koniec pracy... Teraz jest czas (około 15 minut) na natłuszczenie kaszy (którą wyłączyliśmy już wcześniej), posiekanie zielonej pietruszki, posprzątanie blatu, przygotowanie talerzy i co tam jeszcze zdążycie zrobić w czasie, kiedy soczewica mięknie a woda odparowuje. 

I teraz tak - mniej więcej po 15 minutach soczewica faktycznie jest już dobra do jedzenia, tzn. ziarenka są jeszcze całe ale już fajnie miękkie.
I jeśli Wam się spieszy, można w tym momencie zakończyć gotowanie, dolać do potrawki oleju, wyłożyć ją na kaszę, posypać zieloną pietruszką i jeść.

Natomiast, jeśli macie jeszcze jedne 15 minut to polecam jednak jeszcze trochę poczekać i pozwolić soczewicy rozpaść się (w tym przypadku trzeba dolać jeszcze trochę wody); wtedy całość uzyskuje zupełnie inną konsystencję, którą w tym daniu ja osobiście wolę i która pozwala na jeszcze jedno wykorzystanie go, o czym później.

Tak czy inaczej, dalej robimy tak samo - dolewamy oleju, wykładamy na kaszę, posypujemy natką pietruszki i... SMACZNEGO! 

Kto potrzebuje, może dosolić ale kasza jest już posolona i w mieszance przypraw curry też jest sól...

Wersja z imbirem, dla lubiących imbir, przepyszna!



 Ja jeszcze pierwsze co robię, zanim zacznę jeść, to mieszam wszystko ze sobą na talerzu - super :)

Jest to naprawdę sycące, wysokoenegetyczne, rozgrzewające danie, dosłownie czuje się, że para buch! koła w ruch!

ALE! To ciągle nie jest prawdziwy koniec ;)

W kolejnym poście - WERSJA 2 tego dania a właściwie - ciąg dalszy :)) ZAPRASZAM!










niedziela, 10 listopada 2013

Król BROKUŁ i WEGAŃSKI DIP CZOSNKOWY

Przepis na wegański dip czosnkowy
- dla Andżeliki :))

Króla brokuła znają wszyscy.
Piękny zielony, źródło wapnia i witaminy C;
po trosze też innych witamin i minerałów.
Najlepiej jeść go na surowo, wtedy maksymalnie wykorzystuje się jego właściwości odżywcze.
No ale - nie wszyscy lubią twarde warzywa a ja sama też wolę ciepłe jedzenie, niż zimne.

Wydaje się, że ugotowanie brokuła to banał ale jak patrzę na wskazówki, jakie można czasem znaleźć w sieci...  "Gotować przez 7-10 minut" - to najlepsza droga do zrobienia najgorszego, co można z nim zrobić czyli rozgotowania, nie mówiąc o wątpliwie pięknym, zgniłozielonym kolorze... 

Ja robię z brokułem tak: 
po pierwsze płuczę całego, po drugie odcinam "nogę" od "głowy" ale nogi nie wyrzucam, tylko obieram i kroję na plasterki (odcinam tylko łykowatą końcówkę) - nie rozumiem, czemu wyrzucać połowę warzywa? :)
"Głowę" dzielę na mniejsze części, wrzucam do garnka albo na głęboką patelnię najpierw wszystkie plasterki i kawałki, na to same różyczki i listki (tak, tak, listki jemy też!), zalewam zimną wodą ale nie całego, solę i pod przykryciem stawiam na ogień. 

JAK TYLKO WODA SIĘ ZAGOTUJE, natychmiast wyłączam ogień, odcedzam makaron ugotowany właśnie w  garnku obok (razowy), mieszam z oliwą z oliwek i wykładam na talerze, odcedzam brokuła i wykładam na makaron, całość polewam elegancko dipem czosnkowym, do ozdoby trochę uprażonych nasion słonecznika i ... smacznego!
Taki brokuł jest pięknie zielony, gorący i nie surowy :) 

Ale właśnie, dip. Skąd go wziąć? Ano - zrobić... ze słonecznika :)

O wegańskiej śmietanie słonecznikowej Matki Weganki wspomniałam już w tym przepisie.
Na tej bazie zrobiłam pierwszy dip czosnkowy a po kilku razach wypracowałam swoją własną "złotą proporcję" :) 

 Więc DIP CZOSNKOWY SŁONECZNIKOWY robimy tak:

- szklankę słonecznika zalewamy przegotowaną wodą i moczymy pół godziny, godzinę albo dłużej (im dłużej tym lepiej) - zależy, kiedy do głowy przyjdzie myśl o dipie i ile czasu zostało do zrobienia go :))

- namoczony słonecznik odcedzamy, wrzucamy do blendera, dodajemy pół płaskiej łyżeczki soli (można potem dosolić), sok z jednej całej cytryny, 2-3 ząbki czosnku (zależy jakie duże) i zalewamy wodą tak, żeby przykryć słonecznik. 

Osobiście nie dodaję już żadnego oleju bo słonecznik ma swój własny tłuszcz i dip wychodzi odpowiednio kremowy. Blendujemy wszystko elegancko, przekładamy do miseczki i najlepiej, jeśli jest czas, schładzamy w lodówce. Cytryna sprawia, że dip pozostaje pięknie biały a schłodzenie wyciąga jeszcze lepszy smak.
Ile by nie było, wyjadamy cały od razu :)

Gdyby zdarzyło się, że smak będzie jednak za bardzo słonecznikowy (różne są cytryny a ona jest kluczem), dodajcie więcej cytryny. A jeśli potrzebujecie dip "na już" i nie macie czasu schładzać go w lodówce, blendujcie od razu z kilkoma kostkami lodu (wtedy dolać tylko odrobinę wody i ewentualnie dolewać w razie potrzeby).

Dip pasuje oczywiście nie tylko do brokuła - pomyślcie o wszystkim, do czego dodalibyście jogurt typu greckiego albo gęstą śmietanę (wtedy bez czosnku - super sprawdza się w sosie pomidorowym, grzybowym, itd.) i ... spożycie słonecznika rośnie :) 
A o błonnik w diecie nie musicie się martwić na pewno (czyli zupełnie przeciwnie niż w przypadku używania śmietany czy jogurtu z krowiego mleka). 

Czyli co? Czyli WEGANIZM JEST PROSTY :) I zdrowy! I etyczny. I jeszcze raz prosty! :))

Na koniec - trochę wiedzy, może komuś przyda się więcej informacji...

BROKUŁ - WŁAŚCIWOŚCI ODŻYWCZE

Warzywo zielone a więc bogate w witaminy i sole mineralne. 

Witaminy - A, B, dużo C (więcej, niż w cytrusach! podobno 80 mg w 100 gramach brokuła), E, K; wapń (65 mg), fosfor (50 mg) (czyli nasze kości i zęby kochają go), żelazo, kwas foliowy (czyli nie martwimy się o hemoglobinę czyli czerwony barwnik krwi czyli transport tlenu do komórek tak w telegraficznym skrócie). 

Do tego sulforafan - taki związek chemiczny, podobno zapobiegający tworzeniu się komórek nowotworowych - oraz chrom, pomocny w leczeniu cukrzycy i nadwagi. Jeszcze magnez i potas - też dość sporo -, przeciwutleniacze, kwasy omega -3 i 6; ALE! - wszystko to pod warunkiem, że nie zabijemy brokuła długim gotowaniem :) A jeszcze lepiej - wcinać kiełki, jeśli tylko ktoś lubi... U mnie w domu niestety fanów kiełków brak ;)

SŁONECZNIK - WŁAŚCIWOŚCI ODŻYWCZE

Nasiona = mnóstwo błonnika czyli oczyszczone jelita czyli zdrowszy organizm, tak w skrócie :) 

Do tego dużo białka (więcej, niż w mięsie!) - nasiona słonecznego kwiatu zamiast kawałków ciał zabitych zwierząt, hm... A podobno "jesteś tym, co jesz" :))

Bogate źródło witaminy E (witajcie piękne włosy i paznokcie), magnezu, cynku i potasu, również żelaza, wapnia i tłuszczu = kwasów tłuszczowych. 

Najwięcej wszystkiego oczywiście znowu w kiełkach ale osobiście pokochałam słonecznik w postaci właśnie śmietan-dipów-sosów albo uprażonych nasion, którymi można posypać sałatki, makarony lub... jeść łyżeczką zamiast chipsów :) 

Ok, to tyle dziś. Wypróbujcie czosnkowy dip ze słonecznika a potem poczęstujcie nim swoich gości. Nikt, po prostu nikt nie zgaduje, z czego to jest zrobione a wszystkim smakuje :))