Znajdź na blogu...

czwartek, 29 stycznia 2015

BOCZNIAKI super express + WARTOŚCI ODŻYWCZE

Czasem człowiek się spieszy. Tak zajebiście się spieszy, że nie ma czasu nawet na ugotowanie obiadu i jedyne, co wtedy zostaje, to PRZYgotować jedzenie przyniesione po drodze ze sklepu:

- frytki, które trzeba tylko wrzucić do piekarnika i pieką się same (niestety, takie gotowce są z reguły z tłuszczem palmowym, ale jeśli kupuję coś takiego raz na rok, to staram się chwilowo ogłuchnąć na wyrzuty sumienia);

- kiełki strączków, które trzeba tylko wrzuć na patelnię z rozgrzanym olejem, przemieszać 2 razy i wyłożyć na talerz;

- kiełki brokuła, które trzeba tylko wyłożyć na talerz;

oraz - tadam,tadam!

- BOCZNIAKI - dopiero niedawno odkryte przeze mnie grzyby, które za to tak bardzo przypadły mi do gustu, że jadłabym codziennie (jadłabym, to nie znaczy, że jem ale nie przeszkadzałoby mi).

Z boczniaków można zrobić "kotlety" w panierce, gulasz i milionpięćsetstodziewięćset innych rzeczy, ale jako że tutaj człowiek tak bardzo się spieszy, to w czasie, kiedy frytki siedzą w piekarniku, trzeba boczniaki tylko umyć (a właściwie szybko przepłukać, żeby za bardzo nie nasiąknęły), osuszyć, posolić, oprószyć pieprzem i smażyć na złocisto krótką chwilę z każdej strony. Najsmaczniejsze są małe sztuki, te większe mają trochę łykowate nogi ale fajnie się je wysysa ;)

I teraz uwaga - będzie reklama.  Zarówno kiełki, jak i boczniaki smażę na tym OLEJU KOKOSOWYM, który jest absolutnie bezzapachowy, doskonale podkreśla smak użytego produktu a nie psuje go własnym (czyli marchewka smakuje marchewką, brukselka brukselką a boczniak boczniakiem), a przy tym ma bardzo wysoką temperaturę dymienia, więc możemy sobie zrobić smażone jedzenie, które przy okazji będzie nawet zdrowe (smażone i zdrowe, brzmi dziwnie co? ;)).

Co do boczniaków natomiast - to dla mnie kolejne dziwy: jak się okazuje, mają bardzo dużo wartości odżywczych.

Yyyyy... grzyby i wartości odżywcze? Poważnie.

Otóż boczniaki są bogate w bardzo dobrze przyswajalne białka a do tego mnóstwo witamin i soli mineralnych, czego nie znajdziemy w grzybach leśnych (które jem raz w roku, w zimowych potrawach świątecznych, bo poza tym mnie nie pociągają).

Mamy tu znaczne ilości witamin z grupy B i D, wapń, żelazo, magnez, fosfor, potas, selen, sód i cynk, do tego przeciwutleniacz (ergotioneina - kto wymyśla te nazwy?), który chroni komórki przed starzeniem się oraz pleuran i beta-glukan, które podobno mogą zwalczać niektóre nowotwory a nawet wirusa HIV.

Regularne jedzenie boczniaków obniża poziom cholesterolu, poprawia stan naczyń krwionośnych a cukrzykom pomaga obniżać poziom cukru, więc nie dziwimy się już, że ze względu na swoje właściwości boczniak jest zaliczany do grzybów leczniczych.

Kto jeszcze nie próbował boczników, najwyższa pora; na zdjęciu porcja dziecięca, więc nie żałujcie sobie :)

P.s. W zasadzie boczniaki to grzyby z dalekich Chin ale podobno można hodować je z powodzeniem w domu czyli wtedy stają się produktem lokalnym, czyż nie? ;) :P Może warto wypróbować, bo są naprawdę dobre. Jeśli ktoś już przerabiał domową hodowlę boczniaków, proszę podzielić się wrażeniami; dziękuję z góry.









wtorek, 27 stycznia 2015

Dlaczego weganizm cz. 3 + HUMMUS



Dziś "przepis" reklamujący weganizm w odniesieniu do sportu a przy okazji zaproszenie na zakupy :)

"Scott nie był pewny, dlaczego bezmięsna dieta przysłużyła się największym biegaczom wszech czasów ale pomyślał, że najpierw wypróbuje ją na sobie, a dopiero potem podejdzie do niej w sposób naukowy i zobaczy, co i jak.

Od tamtej pory nie wziął do ust żadnego produktu pochodzenia zwierzęcego, żadnych jajek, żadnego sera, a nawet lodów, nie za wiele też cukru i białej mąki. Przestał zabierać ze sobą snickersy i batony energetyzujące na długie trasy, a przytwierdzaną do paska torebkę wypełniał ryżowymi burritos, chlebkami pita faszerowanymi HUMMUSEM i oliwkami oraz kanapkami z wypiekanego domowym sposobem chleba, posmarowanego PASTĄ Z FASOLI ADZUKI i KOMOSY RYŻOWEJ. (...) 


Scott opiera swoją dietę na owocach, warzywach i produktach pełnoziarnistych, dzięki czemu uzyskuje maksimum wartości odżywczych z możliwie najniższej liczby kalorii. Jego ciało nie musi zatem przetwarzać lub magazynować wielkich ilości zbytecznej masy. Węglowodany szybciej niż białko przesuwają się szybciej z żołądka, skoro więc Scott nie musi czekać, aż "ułoży" mu się w brzuchu kanapka z mięsem, wykorzystuje dzień do oporu, zamykając w nim wiele godzin treningu.

Warzywa, ziarna i rośliny strączkowe zawierają wystarczająco dużo aminokwasów, by skutecznie budować z nich masę mięśniową.  Scott, podobnie jak biegacz z plemienia Tarahumara, gotów jest w dowolnej chwili wyruszyć na dowolnej długości trasę."

"Wszystkie produkty, które jadają Tarahumara, dostaniesz bez większego problemu - powiedział Tony. - To przeważnie FASOLA PINTO, kabaczki, papryczki chilli, dziko rosnące zioła, pinole i mnóstwo CHIA."

Christopher McDougall "Urodzeni biegacze" (a wspomniany Scott Jurek to super ultramaratończyk weganin) - wspaniała książka, polecam gorąco wszystkim, nie tylko biegającym; opis sposobu życia społeczności Tarahumara zachwyca mnie nieustannie.

A teraz do dzieła ;)

HUMMUS - pozwolę sobie podlinkować tylko przepis, który podawałam już kiedyś tutaj, przy naleśnikach z hummusem i surowym szpinakiem.

SEZAM znajdziecie tutaj a CIECIORKĘ tutaj.

Polecam również hummus idealny z bloga JADŁONOMIA, może łatwiej będzie niektórym zrobić go z tahini (pasta z sezamu) niż z samego sezamu - kwestia sprzętu do mielenia.

Gotową pastę TAHINI znajdziecie tutaj.

FASOLA ADZUKI, FASOLA PINTO i KOMOSA RYŻOWA - w moim sklepie tutajtutaj i tutaj :) Są to produkty rolnictwa ekologicznego bardzo fajnej firmy FRESANO, sama używam i szczerze polecam.

W najbliższym czasie mam zamiar wypróbować "magiczny" napój Tarahumara z nasionami CHIA w roli głównej, jak tylko będą efekty, z pewnością podzielę się z Wami wrażeniami i przepisem.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę udanego hummusu oraz zakupów :) Sylwia

czwartek, 22 stycznia 2015

Wegański CHLEBEK BANANOWY + ORKISZOWE MUFFINKI BANANOWE

Robię trochę porządków na blogu i ze zdumieniem stwierdzam, że nie ma tu jeszcze przepisu na ciasto bananowe? Jak to możliwe?! Toż to podstawowe ciasto wszystkich wegan, a na pewno tych, którzy po wegańsku dopiero zaczynają piec cokolwiek ;) Szczerze mówiąc myślałam, że to ciasto znają już WSZYSCY, ponieważ w różnych wersjach i pod różnymi postaciami krąży po sieci od lat ALE, jak się okazuje, ciągle jeszcze są na świecie ludzie, którzy go nigdy nie jedli i chcieliby wiedzieć, jak upiec. To dla nich w takim razie dzisiejszy wpis, tak błyskawiczny, jak błyskawicznie robi się ciasto z bananów.

U mnie jak zwykle wersja podstawowa :) Oczywiście, ciasto można podrasowywać czekoladą, orzechami, kakao i czym tam jeszcze chcecie, ja jednak zawsze wybieram opcję "im prościej, tym smaczniej". Potrzebne będą więc jedynie:

- 4 dojrzałe banany (im bardziej brązowe i miękkie, tym lepiej, ciasto wyjdzie słodkie bez dodatku jakiegokolwiek cukru),

- 2 szklanki mąki (może być biała ale polecam razową a najbardziej orkiszową, dobrze sprawdzi się też mąka orkiszowa pół na pół z otrębami orkiszowymi),

- 2 łyżeczki proszku do pieczenia (tutaj proszek do pieczenia BIO bez fosforanów)
- 1/3 szklanki oleju,
- 1/3 - 2/3 szkl. mleka roślinnego lub nawet samej wody, ilość płynu zależy od rodzaju mąki i wielkości bananów.

Zaczynamy od nagrzewania piekarnika, bo przygotowanie tego ciasta do dosłownie moment. U mnie to 180 stopni, pieczenie góra-dół.
Teraz w jednej misce mieszamy mąkę z proszkiem, w drugiej rozgniatamy widelcem banany i mieszamy z olejem, łączymy jedno z drugim i dolewamy tyle mleka/wody, żeby ciasto nie było suche.
Jeśli ktoś chce dodać czegokolwiek to właśnie teraz, bo to już koniec pracy.


Przelewamy do formy, pieczemy. Jeśli forma na chlebek lub zwykłe, okrągłe ciasto - około 45 minut, jeśli babeczki, wystarczy nawet pół godziny, wszystko zależy od piekarnika. Jeszcze ciepły chlebek można smarować kremem czekoladowym np. takim) i pochłaniać na śniadanie; babeczki z kolei sprawdzą się super na szybki podwieczorek albo do zabrania ze sobą do pracy/na uczelnię albo na długi spacer z dzieciakami albo następnego dnia rano do kawy albo... Ok, sama sobie narobiłam smaka, idę nagrzewać piekarnik :)

P.s. Tak naprawdę znam to ciasto jeszcze z czasów nie-wegańskich i jedyne co trzeba było z nim zrobić to mleko krowie zamienić na mleko roślinne lub wodę :)) Kto jeszcze nie jadł? Są banany w domu?




wtorek, 20 stycznia 2015

Wegańska domowa PIZZA/CALZONE + drożdżowe BUŁECZKI Z KAPUSTĄ/PIEROŻKI Z PIECZARKAMI + inne wariacje na temat ciasta drożdżowego

Pizza.

Najłatwiej zamówić, do czasu, kiedy człowiek przechodzi na weganizm.
O ile jeszcze pizzę wegetariańską znajdziemy wszędzie, o tyle z wegańską zaczynają się schody. "Poproszę pizzę taką i taką bez sera. - Jak to bez sera?? - No tak to, bez sera." Wzrok pytający "WTF?!" i co dalej, wiadomo.

(Pomijam już przedwstęp przed wstępem czyli że najpierw pytamy, jakie w ogóle mają ciasto na pizzę - z mlekiem czy bez - i jako że większość jest z mlekiem, do zamówienia nawet nie dochodzi).

Kiedy już znajdzie się pizzeria, gdzie robią najlepszą pizzę w okolicy, i z ciasta bez mleka, i nie dziwią się, że bez sera, i nawet stają na głowie, żeby zrobić Ci ją pyszną, soczystą, z podwójnym sosem i dodatkami, i przywożą zawsze gorącą prosto z pieca, to prędzej czy później następuje wpadka taka, że czekasz na nią 1,5 godziny...

Czyli - prędzej czy później dochodzisz do tego, że szukasz po całej sieci przepisu na pyszną, wegańską, pizzę do zrobienia w domu już-teraz-natychmiast i kiedy już zrobisz taką pierwszy raz, pizzeria straciła klienta ;)
Bo okazuje się, że taką pizzę można zrobić szybko, 2 razy więcej, 4 razy taniej i kiedy tylko przyjdzie Ci na nią ochota (np. w poniedziałek, kiedy pizzeria zamknięta).

Przepis doskonały znalazłam na blogu "Co było na obiad" (którego autorka również znalazła ten przepis gdzieś w sieci :D) i od tamtej pory wykorzystaliśmy go już kilkadziesiąt razy w przeróżny sposób. Dziś udało mi się pozbierać trochę zdjęć, więc proszę bardzo, przepis 3 w 1 :)) A nawet 4 i 5, o czym później.

CIASTO NA PIZZĘ - PRZEPIS PODSTAWOWY:

- 50 g drożdży (pół kostki), rozmieszanych w:
- 1,5 szklanki letniej wody (mniej więcej 300 ml), z dodatkiem:
- 1 łyżeczki cukru

odstawiamy na chwilę, żeby zaczęły sobie na tym cukrze pracować, a w tym czasie wsypujemy do miski:

-  0,5 kg mąki (ciasto drożdżowe u nas z najzwyklejszej pszennej ale można mieszać z razową jak najbardziej),
1 łyżkę soli, 
- solidny syp ziół prowansalskich, do tego lejemy:
- pół szklanki oleju i tę wodę z drożdżami i mieszamy wszystko łyżką do połączenia składników.

Teraz posypujemy mąką czysty blat (lub stolnicę, jeśli ktoś posiada takową), przekładamy jeszcze niczego nie przypominającą masę i podsypując nieco mąką zagniatamy piękne, elastyczne ciasto, z którego już niedługo powstaną te wszystkie pyszności z tytułu posta.

Niezwykle pomocny w wyrabianiu ciasta idealnego okazuje się Mąż, a już zwłaszcza taki, który ostatecznie stwierdza, że Jemu to ZAWSZE lepiej wychodzi :))) 
A potem w ogóle przejmuje robienie pizzy, pizzerenek dla dzieci, ruloników z kapustą, pierożków z pieczarkami, bułek, słodkich rolad i innych wariacji w temacie ciasta drożdżowego, bo po prostu to lubi - :*

Ok, ciasto przykrywamy i odstawiamy na chwilę w jakieś ciepławe, nieprzewiewne miejsce (np. przy kaloryferze) i teraz produkujemy:


SOS DO SMAROWANIA PIZZY

U nas sprawa jest banalna - lejemy na patelnię sok pomidorowy (Biedronka, 2 złote), do tego bazylia i olej, trzyma się to na średnim ogniu, aż trochę odparuje i zgęstnieje - i już.
Więc sos praktycznie robi się sam a my w tym czasie szykujemy:

DODATKI DO PIZZY

Oczywiście - co kto lubi :)) Co by to nie było, sprawa jest prosta - wystarczy pokroić (pieczarki, cebulę, paprykę, pomidory, cukinię, brokuła na kawałki czy cokolwiek innego) lub/i wysypać z puszki (kukurydzę, fasolę, itp.) i kiedy wszystko już pod ręką, NASTAWIAMY PIEKARNIK (220 stopni, pieczenie góra-dół) i wracamy do wyrośniętego już ciasta.

Z ilości podanej w przepisie wychodzą 2 blachy piekarnikowe, więc dzielimy ciasto na pół i 1 część rozwałkowujemy - najwygodniej od razu na blaszce, posmarowanej wcześniej lekko olejem.
Zawijamy brzegi, smarujemy sosem, układamy co tam chcemy i pierwsza pizza leci do pieca.

Pizza jest gotowa kiedy brzegi są już fajnie rumiane (wtedy spód na pewno też już upieczony a góra - cóż, przecież jest dobra nawet na surowo ;)) - wszystko zależy od piekarnika ale powiedzmy, że jest to 15-20 minut. Gotową pizzę polewamy znowu czym chcemy, osobiście uwielbiam połączenie ketchupu z SOSEM CZOSNKOWYM własnej produkcji.

Z drugiej części ciasta możemy zrobić drugą pizzę płaską albo kilka CALZONE (farsz super express: kukurydza, czerwona fasola i groszek z puszki z sosem pomidorowym i cebulką)


albo w ogóle zamiast pizzy:

DROŻDŻOWE BUŁECZKI Z KAPUSTĄ KISZONĄ (i już jest przekąska do pracy/szkoły na następny dzień).

Jeśli to jest planowana akcja, najlepszy efekt uzyskamy z kapustą wcześniej podgotowaną, doprawioną pieprzem i podsmażoną na oleju cebulką. Oczywiście kapusta może być nawet z grzybami, jeśli tylko jest czas wcześniej taką przygotować.


Jeśli jednak jest to spontan, w zupełności wystarczy kapustę pokroić, doprawić pieprzem i wyciśniętym ząbkiem czosnku, natłuścić łyżką oleju i też będzie ok.

Szeroką szklanką wykrawamy kółka, nadziewamy je kapustą, zawijamy w rodzaj kopertki/sakiewki i układamy sklejeniem do dołu na natłuszczonej blaszce. Pieczemy "do rumianości" ;)

Dla lepszego koloru można dosypać do ciasta sproszkowanej słodkiej papryki.

Zamiast bułek można produkować ruloniki (wycina się kwadraty np. pojemniczkiem na żywność;))
a zamiast ruloników z kapustą:

DROŻDŻOWE PIEROŻKI Z PIECZARKAMI (nie, to nie będzie przekąska na następny dzień, ponieważ wszystko zostanie pożarte!)

czyli wracamy do wycinania kółek i nadziewamy je wcześniej przygotowanym farszem pod tytułem pieczarki podsmażane z cebulką, dobrze doprawione solą i pieprzem, i to jest mój osobisty nr 1 :))

Ostatnim eksperymentem M. były PIEROŻKI Z  PASTĄ Z SUSZONYCH POMIDORÓW, i nie wiem, czy mój poprzedni nr 1 nie będzie musiał ustąpić im miejsca :D

Zdjęcia niestety brak, a powodem jest: największa zaleta tego ciasta.


Otóż kiedy wiesz, że wpadną znajomi i to z dziećmi, mieszasz ciasto i odstawiasz do wyrośnięcia, szykujesz dodatki jakie chcesz (albo wyciągasz z lodówki pastę z suszonych pomidorów), a kiedy jesteście już po kawce, wpadasz na chwilę do kuchni, nagrzewasz piekarnik, myk myk wałek, kółka, nadzienie, jedna blacha, potem kółka, sos i blacha "pizzerenek" dla dzieci, na koniec rolujesz PALUCHY dla małych i dużych, i wszyscy zadowoleni - bez ślęczenia pół dnia w kuchni, bez dzwonienia do pizzerii, tyle że fotek nie zdążysz zrobić ale grunt, że ludziom smakowało ;)


Na koniec dodam jeszcze, że dokładnie ten sam przepis możecie wykorzystać do produkcji na słodko; wystarczy drożdże zamiast w wodzie wymieszać w mleku sojowym a zamiast ziół prowansalskich do ciasta dodać cukru waniliowego i już możecie piec bułki "mleczne" albo roladę z nadzieniem makowym albo cokolwiek, co tylko podsunie Wam wyobraźnia.

Podsumowując, od dziś ten przepis na stałe wchodzi do Waszych kuchni a ja cieszę się, że nareszcie miałam chwilę, żeby podać go dalej w świat :)

















środa, 7 stycznia 2015

Kalendarz GOTUJ Z "VEGE" CAŁY ROK - TYLKO 10 ZŁ!

Witam wszystkich w nowym roku z życzeniami wszystkiego dobrego na każdy dzień! :)

"Normalny" wpis pojawi się (wreszcie) lada chwila ale tymczasem zapraszam Was do kupienia świetnego kalendarza Vivy, cena została (za porozumieniem z Fundacją) obniżona z 15 do 10 zł.

Cały przychód ze sprzedaży przeznaczony dla zwierząt a Wy możecie mieć super kalendarz z przepisami - 1 przepis na każdy miesiąc. 

Kartki kalendarza są perforowane, więc po zakończonym roku można oderwać kalendarium i zostawić sobie mini-książkę kucharską na wiele lat.

Polecam Wam i zapraszam serdecznie do kupna oraz proszę, pomóżcie rozprowadzić kalendarze, które zostały jeszcze do sprzedania :) Dziękuję Wam bardzo a nowy przepis jeszcze w tym tygodniu!