Znajdź na blogu...

sobota, 31 października 2015

Wegański zestaw: FRYTKI, KOTLET I SURÓWKA ;)

Bywają czasem dni, kiedy planuje się obiad od rana, z pieczeniem ciasta i kręceniem kremów czekoladowych, a tu nagle słońce wychodzi tak, że po prostu szkoda siedzieć w domu i lepiej wyjść na spacer z dziećmi, bo jutro może już nie być tak pięknie...

Po powrocie z 2-godzinnego spaceru obiad powinien być już-teraz-natychmiast, więc nie ma czasu na nic innego jak fryty-kotlet-surówka :)

Fryty gotowe ze sklepu, wystarczy rozgrzać piekarnik i wrzucić je na blachę, w międzyczasie przygotować kotlety z tofu czyli pokroić kostkę tofu na plastry, posolić, obtoczyć w tartej bułce albo nie i usmażyć (na oleju kokosowym oczywiście), no i jeszcze surówka, czyli wyciągamy kapustę kiszoną ze słoika od mamy, do drugiej miski ogórki kiszone z drugiego słoika od mamy, do tego pomidory, czerwona papryka, trochę sałaty i pół godziny po powrocie ze spaceru można JEŚĆ.

Taki trudny ten weganizm, faktycznie ;)

Jeśli potrzebujecie więcej inspiracji na szybkie jedzenie na co dzień, wpadajcie na FANPEJDŻ BLOGA na facebook, codziennie kilka wpisów, SMACZNEGO!

P. s. Do pełnej rozpusty dodajemy sobie na talerz tofu wędzone po prostu pokrojone w plasterki, uwielbiam!


piątek, 30 października 2015

PASTA Z SUSZONYCH POMIDORÓW z amarantusem ekspandowanym

Heloł!

Wiem, że PASTA Z SUSZONYCH POMIDORÓW  była już na blogu ale tamten wpis nie wyczerpał wszystkich jej możliwości.

W ciągu roku zdążyłam wypróbować jeszcze inne opcje, dosypując do bazy (czyli suszonych pomidorów w oleju z ziołami) a to sezamu, a to żurawiny, a to namoczonych suszonych jagód goi (wcześniej pisałam o słoneczniku, pestkach dyni i oliwkach).

Te różne dodatki to takie drobiazgi, które są bardzo wartościowe odżywczo ale bardzo trudno dać to ludziom, a zwłaszcza dzieciom, do jedzenia tak po prostu na co dzień.

W paście można doskonale przemycić to wszystko (oczywiście nie na raz tylko zamiennie), ponieważ jest elegancko zmielone i przede wszystkim NIE WIDAĆ, co jest dodane :P

Smak suszonych pomidorów jest tak intensywny, że te 4 łyżki dodatków nigdy nie przebiją się przez niego i moje dzieciaki ochoczo wciągają kolejne kanapki nie wiedząc, że jedzą właśnie te okropne pestki dyni albo ten niedobry sezam albo np. siemię lniane.

Przy okazji mamy najlepszą formę podania ziaren i pestek czyli ZMIELONĄ, i jest to forma najlepsza nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych, ze względu na lepsze wykorzystanie i przyswajanie tych wszystkich dobroci przez organizm.

Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby dosypywać do pasty POPPING Z AMARANTUSA, który jest jedyną możliwą u nas do przełknięcia formą jedzenia tego ziarna w ogóle.

Amarantus, chociaż tak bogaty i zdrowy, jest dla nas tak niesmaczny, że nie jesteśmy w stanie jeść go ani do obiadu, ani w formie płatków śniadaniowych, ani makaronów z jego dodatkiem, nic.

Popping natomiast ma bardzo łagodny smak i można sypać go wszędzie nie martwiąc się już o obróbkę termiczną czyli unikając też specyficznego zapachu przy gotowaniu amarantusa.

Tak więc dmuchany amarantus wylądował w paście pomidorowej i chociaż jego dla odmiany widać, to nikomu nie przeszkadzał, więc na pewno wchodzi w jej skład na stałe.

Oprócz amarantusa wmieszałam też 4 łyżki świeżo zmielonego lnu i trochę żurawiny.

Teraz, kiedy ze świeżymi pomidorami trzeba już się pożegnać, pasta z pomidorów suszonych będzie u nas baaaardzo często. Tym lepiej więc, że kolejny wartościowy dodatek zyskał w niej fajny nośnik.

Kto nie próbował, najwyższy czas! SMACZNEGO :)


środa, 28 października 2015

KOTLETY Z RYŻU, PAPRYKI I JARMUŻU - rasta ;)

Pamiętacie, jak pisałam kiedyś, dlaczego nie robię kotletów lepionych z różnych składników?

Kto nie pamięta lub nie zna tego wpisu, może zajrzeć TUTAJ, przy okazji łapiąc przepis na kotlety z kaszy i soczewicy.
Kto czytał i pamięta, ten wie, nie robię i już ;)

Ostatnio jednak miałam ambicję popełnić takie GOŁĄBKI Z JARMUŻEM BEZ ZAWIJANIA,  ale okazało się:

- najpierw, że nie mam kaszy gryczanej, chociaż myślałam, że mam - no dobra, zrobimy z ryżem, będzie bardziej tradycyjnie;

- UGOTOWAŁAM 200 G RYŻU;

- potem, że jednak nie mam pieczarek w lodówce, chociaż myślałam, że jeszcze są - no kurde, to co do tego ryżu?

- o, jest papryka, dobrze pasuje do ryżu;

- POKROIŁAM 2 DUŻE CZERWONE PAPRYKI W KOSTKĘ I WRZUCIŁAM DO UGOTOWANEGO RYŻU;

- no ale skoro bazą jest ryż, to po co mi fasola, przecież ryż dobrze lepi się sam;

- o, pokoloruje się ryż kurkumą i będzie fajny kolor;

- DODAŁAM PÓŁ ŁYŻECZKI KURKUMY DO FARSZU I WYMIESZAŁAM DOBRZE;

- to może zawinąć ten farsz w cały liść jarmużu po prostu?

- JARMUŻ ZOSTAŁ CAŁKIEM NA POCZĄTKU ZALANY WRZĄTKIEM I POZOSTAWIONY, ŻEBY ZMIĘKŁ;

- no to spróbowałam. Dobrze, że najpierw tylko jednego, bo po usmażeniu "gołąbka" i zdejmowaniu go z patelni rozwalił się tak elegancko, że połowa farszu wyleciała ze środka już w drodze na talerz...

Oczywiście osuszyłam najpierw liść, odcięłam grubą łodygę, pogniotłam cieńsze żyłki, zawinęłam dobrze, obchodziłam się ostrożnie na patelni ale to nie dla mnie po prostu, nie nadaję się!

No dobra kurde, to co z tym zrobić teraz ? Chyba już tylko kotlety... Więc:

- POKROIŁAM JARMUŻ NA DROBNE KAWAŁKI, usuwając wcześniej grube łodygi; ile go było wagowo nie wiem, kilka liści, na oko, żeby proporcjonalnie pasował do reszty,

- DODAŁAM JARMUŻ DO RYŻU I PAPRYKI I PRZYPRAWIŁAM CAŁĄ MASĘ: pieprzem, czosnkiem i solą,



- ULEPIŁAM KOTLETY (lepiły się cudnie, jak to ryż) I OBTOCZYŁAM W POPPINGU Z AMARANTUSA, bo ładnie wygląda ;)

- USMAŻYŁAM NA OLEJU KOKOSOWYM, na cienkiej warstewce i dosłownie po chwilce z każdej strony.

W międzyczasie, tuż po tym, jak gołąbki z jarmużem zaczęły przeistaczać się w kotlety z ryżu i jarmużu, wrzuciłam szybko ziemniaki do piekarnika, żeby coś do tych kotletów mieć, a do miski pokroiłam pomidory, wymieszałam z roszponką, posoliłam i już była sałatka.

Tak oto czasem wygląda moje gotowanie, kiedy nie mam głowy nawet, żeby kontrolować zawartość szafek. Myślę, że coś mam, a tu się skończyło, wydaje mi się, że czegoś nie mam, a tu niespodzianka, jest...

Nie przejmuję się tym jednak, nie żyję po to, żeby ciągle sprawdzać aktualne zapasy jedzenia, grunt, żeby ostatecznie coś na ten obiad było, no i chyba bez tragedii te nieudane gołąbki, co? ;)

Smakują jeszcze lepiej pomazane ketchupem mojej mamy, choć inny też pewnie da radę... SMACZNEGO :)






poniedziałek, 26 października 2015

EKSPRESOWE SPAGHETTI NA SOKU POMIDOROWYM

Wczoraj był taki śmieszny dzień, "pasta day" czyli święto makaronu.
Nawet moje dziecko kręciło głową na fakt, że makaron ma swój dzień, "przecież to tylko jedzenie, mamo, jak może mieć swoje święto?!". Ano może, i to światowe...

Spaghetti wieczorem jedliśmy nie z okazji tego święta, tylko z okazji bardzo zajętego dnia, w którym nie było czasu na gotowanie obiadu.
U nas jest to danie ratunkowe, bo super ekspresowe, a jednak pożywne, więc nadaje się idealnie na takie sytuacje.

Wrzuciłam zdjęcie na fb i zostałam poproszona o dokładny przepis, no i okazało się, że jakimś tajemniczym sposobem pominęłam do tej pory spaghetti na blogu, a to jedno z naszych ulubionych dań przecież!

No więc dziś jest ten wielki dzień ;) "dzień po pasta day 2015", kiedy super ekspresowe i przepyszne spaghetti ląduje wreszcie na stronie Wszystko jest w głowie :))

Pisałam już kiedyś o EKSPRESOWYCH ZUPACH POMIDOROWYCH na bazie soku pomidorowego i dokładnie w ten sam sposób powstaje nasz sos do spaghetti, a także sos do pizzy.

To zdecydowanie lepsza wersja, niż sos ze świeżych pomidorów (które lepiej sobie zjeść świeże, tak po prostu) lub z koncentratu pomidorowego (którego nie używam już lata świetlne) - karton soku pomidorowego wlać na patelnię, przyprawić, odparować i jeść, brzmi dobrze?

Ok, dokładnie robimy to tak:

- litr soku pomidorowego wlewamy do głębszej patelni, włączamy średni ogień, nie przykrywamy,
- teraz wstawiamy wodę na makaron,
- przepłukujemy 2 garści łuskanego słonecznika i wrzucamy do gorącego już soku, żeby miękł i rozpadał się w czasie gotowania sosu,
- przyprawiamy: pół łyżeczki pieprzu, 2 duże ząbki czosnku,  garść oliwek, 2 duże łyżki suszonej bazylii,
- dodajemy łyżeczkę oleju i mieszając od czasu do czasu pozwalamy sosowi gęstnieć.

W międzyczasie szykujemy talerze, jakieś sałatki, pomidorki i co tam chcemy do przegryzania i popijania, wykładamy makaron na talerze, polewamy gotowym sosem, posypujemy jeszcze prażonym słonecznikiem albo płatkami drożdżowymi albo niczym, bo ktoś nie lubi "śmieci" na górze ;) i już.

Do sosu można dodać jeszcze suszonych pomidorów, będzie wtedy bardzo, bardzo pomidorowy.

Całość przygotowań zajmuje do 30 minut od wejścia do kuchni, a danie jest naprawdę smaczne i sycące, polecam :)






środa, 21 października 2015

Słoneczne SMOOTHIE MANGO + BANANY



Na taki szary dzień jak dziś jest tylko jeden sposób:

2 mango + 3-4 banany i nic więcej, zblendować, wypić, rozkoszować się echem na podniebieniu.

Mówiłam już, że kocham mango? :)

Trzymajcie się jakoś!

wtorek, 20 października 2015

Jeszcze raz SER Z ZIEMNIAKA, sprawdzona prosta BAZA z 3 składników

O "serze" z ziemniaków i płatków drożdżowych pisałam już raz TUTAJ.

Ten genialny pomysł trafił już do wielu garnków i zaskoczył i oczarował wiele osób, tak samo, jak i mnie od pierwszego zrobienia go.

Ciągle jednak równie wielu jest ludzi, którzy słyszą o tym cudzie po raz pierwszy i pytają, JAK TO ZROBIĆ?

Przepisów w internecie znajdziecie wiele, mniej lub bardziej podobnych, i oczywiście można próbować różnych, żeby znaleźć swój idealny ale czasem ktoś zdąży zniechęcić się do zrobienia go choć raz już na sam widok listy składników ;)

Ja sama pamiętam, że pierwszy raz o serze z ziemniaka czytałam dawno na nieistniejącym już blogu Matka Weganka i czymś, co sprawiło, że jednak zrezygnowałam z próby zrobienia go był taki składnik jak kefir sojowy na grzybku tybetańskim, z dopiskiem, że "koniecznie, nie da się niczym innym zastąpić".

Cóż, pomyślałam sobie, kefiru sojowego nie mam, bo grzybka tybetańskiego też nie mam i jakoś nie czułam pociągu do zdobycia i hodowania go, a skoro nie da się niczym innym zastąpić to trudno, z lekkim żalem ale odpuściłam sobie ten cholerny ser.

Wiele miesięcy później okazało się, że jednak można zrobić "ser" z ziemniaka bez grzybka i kefiru, choć oczywiście wierzę, że z takim dodatkiem zyskuje na jakości.

Wiem też jednak, że najczęściej najprostsze rozwiązania są najlepsze, bo najszybsze i najbardziej w zasięgu przeciętnego człowieka w przeciętnej polskiej kuchni i takich właśnie prostych recept ludzie poszukują.

Dlatego dzisiaj powiem Wam, co MOIM ZDANIEM jest najważniejsze w robieniu "sera" z ziemniaka, na podstawie wielu razy robienia go od czasu pierwszego wpisu o nim.

Najważniejsza sprawa - ziemniaki. 

Wiadomo, różne są ziemniaki, lepsze/gorsze w smaku, żółte, białe - one są bazą, więc warto wybrać naprawdę dobre, sprawdzone, o których wiemy, że same w sobie są smaczne, nawet bez niczego.

Gotujemy je w osolonej wodzie, dzięki czemu nie trzeba potem sypać dużo soli do samego sera (gdzieś widziałam przepis z dorzucaniem 2 łyżeczek soli do sera z 2 ziemniaków!).

Drugi najważniejszy składnik to delikatnie podsmażona/zeszklona na oleju cebula.
Wierzcie mi, bez cebuli, choćby dosypać do ziemniaków i pół paczki płatków drożdżowych, nie otrzyma się TEGO smaku, co najwyżej drożdże podane na zmiksowanych ziemniakach.

Specjalnie próbowaliśmy kiedyś robić ser najpierw bez cebuli i nawet dosypując coraz więcej drożdży, to nie było to.
W drugą stronę - skosztujcie kiedyś samych ziemniaków zblendowanych z tą podsmażoną cebulką, jeszcze bez płatków drożdżowych - już samo to połączenie ma genialny smak!

Trzecia sprawa do płatki drożdżowe. Wcale nie trzeba użyć ich w jakiejś ogromnej ilości, żeby otrzymać dobry "serowy" smak. U mnie proporcja mniej więcej to 1 duża łyżka płatków na 1 większego ziemniaka, oczywiście można sypnąć więcej ale nie trzeba, taka ilość spokojnie wystarcza.

Dobre płatki drożdżowe to na pewno te, wiadomo ;)
PŁATKI DROŻDŻOWE BEZ CUKRU Country Life 150g

No i jeszcze przyprawy.

"Zwykły" ser otrzymujemy od razu, tylko z tych 3 składników, posolonych ziemniaków, cebuli z patelni i płatków drożdżowych.

Można zrobić ser ziołowy, dodając ziół prowansalskich.
Można zrobić ser paprykowy, dodając sproszkowanej słodkiej papryki, przy okazji zyskując fajny kolor. Kolor można też podkręcić dodając odrobinę kurkumy.
Można dodać curry. Sosu sojowego, pieprzu, papryki ostrej.

Można dodać co się chce i co kto lubi, do tego służy dobra baza, żeby można było ją na wiele różnych sposobów bez szwanku modyfikować.

No i można dodać mojej ulubionej ostatnio papryki wędzonej ale wtedy uwaga - spokojnie można pominąć płatki drożdżowe, papryka wędzona tak bardzo dominuje smak, że raczej nic nie przebije się przez nią, szkoda marnować płatków. Bo właśnie - gdyby ktoś się zastanawiał, to nie od płatków ser się ciągnie, lecz same ziemniaki tak się zachowują zblendowane, drożdże dają tylko (i aż) ten serowy smak.

Pamiętam, jak wiele lat temu chciałam sobie ułatwić życie i zmiksować ziemniaki na kluski, zamiast je pognieść.
W efekcie miałam w garnku nieźle ciągnący się klej kartoflany i do dziś nie wiem czemu wtedy nie pomyślałam, że to prawie jak ser.

Być może dlatego, że wtedy jeszcze nie byłam weganką i jadłam sery żółte w tradycyjnym wydaniu, no i sami przyznacie teraz, jak ten weganizm otwiera oczy na nowe rozwiązania...

Olej - jeśli użyje się cebuli przygotowanej na oleju, nie ma potrzeby dodawania go jeszcze do składników. Oczywiście - można, ale jeśli ktoś nie lubi tłustego jedzenia, spokojnie może sobie ten element podarować. 10 łyżek oleju do 3 ziemniaków to pomyłka.

Marchewka - w wielu przepisach funkcjonuje jako dodatek dający fajny kolor.

Osobiście zrobiłam tak raz i natychmiast pożałowałam, ponieważ, jak się śmieję nieco złośliwie ;) mam chyba "niestety" za dobre marchewki, nie tylko o pomarańczowym kolorze ale i słodkie, smakujące marchwią, no... Pół małej cienkiej marchewki dodanej do 2 ziemniaków zepsuło mi ser, ponieważ wyszedł po prostu za słodki, na szczęście dał się uratować... papryką wędzoną :D

Jeśli ktoś lubi - marchew będzie ok, jeśli nie bardzo, odradzam, no chyba, że to marchew smakująca jak papier, to dla samego koloru można dodać i dwie.

Ostatnia sprawa - ziemniaki blendujemy GORĄCE, w przeciwnym wypadku zakleicie sobie blender, jeśli ciężko się miksuje, wystarczy dolać trochę ciepłej wody, chociaż ja nigdy niczego nie dolewam.

To chyba tyle, oczywiście zachęcam do eksperymentowania, dodawania swoich przypraw, uszlachetniania smaków ciekawymi dodatkami, szukania własnych najlepszych proporcji.
Pamiętajcie, że... TYTUŁ MOJEGO BLOGA ;)

Mam jednak nadzieję, że dla tych, którzy czują się skołowani mnogością różniących się jednak przepisów ten post będzie dobrą ściągą do tego, jak zacząć robić ser mając w domu tylko ziemniaki, cebulę, płatki drożdżowe i trochę przypraw, a nawet bez płatków, jeśli użyje się dominujących smak wędzonych czy ostrych składników.

A jeśli nie macie ani płatków drożdżowych, ani wędzonej papryki, zblendujcie sobie ugotowane posolone ziemniaki z cebulką z patelni - to już jest pyszne! ;)

Gotowy ser możecie użyć do wszystkiego - do pizzy, tostów, zapiekanek, jako dip do warzyw czy nachosów, do kanapek na zimno jak serka topionego, a nawet do wyjadania prosto z palca ;)

Pozdrawiam wszystkich serożerców i zachęcam do pisania w komentarzach, jak Wy robicie swoje niby "sery".

P.s Na dzisiejszych fotkach serowy sos z marchwią i papryką wędzoną.


poniedziałek, 19 października 2015

DROŻDŻOWE RACUCHY KUKURYDZIANE


Witam :)

Zrobiłam wczoraj na śniadanie racuchy, które pokazywałam już na blogu 
TUTAJ i TUTAJ 
ale tym razem trochę inaczej, 
bo z mąki głównie kukurydzianej.

Nie mając już żadnych mąk oprócz resztek zwykłej mąki pszennej 
(tak, tak, nawet ja czasem nie mam zbyt wiele w szafkach, brak czasu na zakupy i/lub brak głowy do myślenia o nich i człowiek ze zdziwieniem patrzy na puste pojemniki po tym wszystkim, co przecież "jeszcze wczoraj" tam było) ... i opakowania  KASZY KUKURYDZIANEJ (bio, Fresano 500g), zmieliłam sobie pół paczki kaszy na mąkę kukurydzianą i uczyniłam takie oto pyszne racuchy:


Jak to zrobić?

Zacząć od przygotowania zaczynu drożdżowego z:

- 1/4 kostki świeżych drożdży (czyli 25 gramów czyli 1 torebka 7g suchych, jeśli ktoś woli),
- 2 łyżeczek cukru trzcinowego,
- 1 kopiastej łyżki mąki pszennej,
- ciepłej wody do pełna w kubku 300 ml.

Mieszamy to wszystko dokładnie, przykrywamy i odstawiamy na chwilę, żeby drożdże zaczęły pracować. 

W tym czasie mielimy sobie elegancko kaszkę kukurydzianą na mąkę, wsypujemy do miski:

- 250 g mąki kukurydzianej,

-  jeszcze 1 duża kopiastą łyżkę mąki pszennej, bo akurat tyle zostało w pojemniku ;)

- szczyptę soli

- i nic więcej :) 

Dolewamy zawartość kubka z drożdżami, mieszamy wszystko dokładnie na ciasto o konsystencji gęstej śmietany (gdyby było za rzadkie, dosypać jeszcze trochę mąki), przykrywamy miskę i odstawiamy na bok.

Szykujemy patelnię, olej do smażenia (u mnie niezmiennie jest to OLEJ KOKOSOWY PURE (Coco Farm)), duży talerz do odkładania gotowych racuchów, talerze i sztućce na stół, jakieś konfitury do smarowania, kawę, itd. i kiedy to wszystko jest już gotowe, można zacząć smażyć.

Rozgrzewamy na patelni cienką warstwę oleju, na dobrze rozgrzany tłuszcz kładziemy łyżką 4 placki ciasta, po chwili przewracamy wszystkie na drugą stronę i po kolejnej chwili ściągamy z patelni.

Pożeramy 1 placek jeszcze gorący, żeby sprawdzić, że wyszło pysznie, smażymy resztę (spokojnie można na suchej patelni), smarujemy konfiturami, popijamy kawką, zachwycamy się kolejnym banalnym, ale jakże udanym wegańskim śniadaniem oraz myślą, że zrobić coś z niczego to wcale nie taka trudna sztuka, wystarczy trochę pomyśleć i nie bać się próbować.

Będziemy takie powtarzać i Wam polecam szczerze, no i ... do następnego, SMACZNEGO :)



sobota, 17 października 2015

ZUPA FASOLOWA w stylu włoskim

Dzisiaj szybki wpis o zupie.
Szybkiej oczywiście :)

2 lata temu na blogu pokazywałam 2 ekspresowe zupy pomidorowe, w tym jedną z fasolą właśnie.


Tamta była bardziej tradycyjna smakowo, fasola + majeranek, i taką właśnie najczęściej robię, pomidorową lub białą, ale w ten deseń.


Dziś mamy fasolówkę bardziej w stylu włoskim, pomidory + czosnek + bazylia, 

i kolejny raz przekonuję się, że te smaki są jednak bliższe mojemu sercu...

A więc:


- fasolę ugotowaną przy okazji gotowania fasoli na smalec wrzucamy do garnka,


- zalewamy litrem soku pomidorowego 100%,


- włączamy średni ogień pod garnkiem,


- dodajemy przyprawy - u mnie dziś były to: 

1 łyżeczka papryki słodkiej wędzonej, pół łyżeczki pieprzu, 2 świeżo wyciśnięte ząbki czosnku, kopiasta łyżeczka suszonej bazylii; kto potrzebuje, dosala, 

- dodajemy olej,


- podgrzewamy całość chwilę,


- nalewamy na talerze, jemy.


Całość zajmuje nie więcej, niż 10 minut, od wrzucenia fasoli do garnka do gorącej zupy na talerzu, a smak... spróbujcie sami :) SMACZNEGO!




środa, 14 października 2015

Te słynne CHIPSY Z JARMUŻU

Wszyscy mają jarmuż-chipsy, mam i ja ;)

A tak na serio, do tej pory jakoś nie przemawiało do mnie jedzenie przypalonej kapusty i używałam jarmużu głównie zmrożonego do koktajli.


Dziś jednak zabrakło mi miejsca w zamrażalniku (wypełnionym jarmużem ;)), żeby upchać kolejną porcję, więc postanowiłam spróbować tych słynnych chipsów, no i zrobiłam na próbę 1 blaszkę. Zniknęła w mgnieniu oka, więc zrobiłam kolejną, 

a skończyło się ostatecznie na 8, czyli upiekłam cały jarmuż...

Jak zrobiłam swoje chipsy?



Ja, jak to ja, nie bawiłam się w żadne wykrajanie łodyg i krojenie liści na kawałki, tylko po umyciu go w gorącej wodzie pod kranem obrałam tak, jak zawsze czyli jak liście akacji w zabawie "kocha-nie kocha"...

Gruba łodyga poleciała do kosza, porwane palcami kawałki liści do dużej miski, poprzygniatałam tu i ówdzie ręcznikiem papierowym nadmiar wody.


Posoliłam solą morską (niedużo, żeby nie wyszły za słone, pół łyżeczki spokojnie wystarczy), posypałam solidnie papryką słodką wędzoną w proszku, do tego dałam łyżeczkę oleju kokosowego bezzapachowego i wszystko wygniotłam rękami, żeby olej i przyprawy dobrze się rozprowadziły. 


Ułożyłam liście na blaszce przesmarowanej olejem i włożyłam do piekarnika nagrzanego na 150 stopni, termoobieg. Pierwsza partia piekła się ok. 10 minut, kolejnym starczyło już 6. 

Upieczone liście zgarniałam do miski i szybko wykładałam nowe, no i tak do 8 blaszki zeszła mi godzinka. DOBRE.


Podobno pyszne są też z cynamonem, nie omieszkam spróbować następnym razem, bo z pewnością będzie jeszcze u nas ten następny raz.


Zdjęcia nie oddają cudownej lekkości i chrupkości upieczonych liści, naprawdę zaskoczyło mnie TO! Cóż, czasem warto zaryzykować zjedzenie np. zjaranej kapusty ;)





WEGAŃSKIE ŚNIADANIA - przegląd przez 2 tygodnie



Oj, długo już nic tu nie pisałam, a to dlatego, że przerzuciłam aktywność blogową na facebooka: www.facebook.com/weganskiblogwszystkojestwglowie 
gdzie "jestem" kilka razy dziennie, pokazując, co jemy przez cały dzień.


Zdaję sobie sprawę jednak, że nie wszyscy z fb korzystają, dlatego dziś zrobię tu małe podsumowanie tego, co działo się przez ostatni miesiąc na fejsie.

Przede wszystkim - skąd ten pomysł, żeby pokazywać całe jedzenie w ciągu dnia?

Ano stąd, że funkcjonując w różnych wege grupach widzę, że ciągle pojawiają się nowe, początkujące osoby, szukające wsparcia na początku wege drogi, pytające o naprawdę podstawowe sprawy na co dzień i nie wiedzące czasem nawet, co zjeść w ramach przekąski, oprócz banana.

Sama byłam kiedyś w podobnej sytuacji i trochę czasu minęło, zanim wszystko zaczęło być tak proste, jak dziś.

Oczywiście, wiele jest wege blogów w sieci, polskich i zagranicznych, wiele wspaniałych przepisów można w nich znaleźć, czasem prostych, czasem trudnych, ze "zwykłych" składników i egzotycznych.

Zazwyczaj jednak odpowiedź na pytanie "co zjeść jutro na śniadanie" rośnie do rozmiarów wielkiej rozkminy, z którą ciężko sobie poradzić, nie mając doświadczenia, a wszystkie te wspaniałości, które ogląda się na blogach, tylko potęgują wrażenie, że najpierw trzeba zrobić wielkie zakupy za równie wielkie pieniądze w specjalnych sklepach, bo inaczej to tylko... banan ;)

Dlatego właśnie, wracając do korzeni idei tego bloga, postanowiłam zrobić z niego podręczny pomocnik, do którego w każdej chwili można zajrzeć szukając PROSTYCH inspiracji na ZWYKŁE jedzenie na co dzień, na śniadanie, obiad i kolację, i na przekąskę typu chipsy, jeśli ma się taką chęć, a nie wiadomo które są wegańskie.

Zaczynając od śniadań, podstawą wyżywienia co drugi dzień jest u nas OWSIANKA BEZ GOTOWANIA czyli płatki owsiane górskie zalane na noc wodą, rano dodane do nich banany, zmielony len i jakieś jeszcze owoce, w zależności od pory roku.

Przez 2 tygodnie pokazywania owsianki na fb żadna opcja nie powtórzyła się ani razu, czyli to nie musi być nudne ;)

Zaczynając od owsianki z malinami, przez:

- owsiankę z mandarynkami,

- z kakao i kiwi zamiast malin,

- ze śliwkami i cynamonem,

- mój ukochany zestaw - z malinami i borówkami,

- ze śliwkami i borówkami,

- z jabłkiem i cynamonem,

do owsianki z pomarańczami, przerobiliśmy niby jedną i tę samą owsiankę na 7 różnych sposobów, wszystkich bardzo smakowitych.

Owsianka "zmieniana" była co drugi dzień przez:

- tosty z pomidorami grillowane, z solą, bazylią i olejem konopnym,

- bagietki posmarowane olejem kokosowym, ze szczypiorkiem i czosnkiem + sałatka ze świeżych ogórków, papryki i sałat,

- michę owoców: banany, maliny, borówki,

- naleśniki z kremem czekoladowym i wiśniami,

- chleb "7 ziaren" z masłem orzechowym,

- chleb "7 ziaren" z "masłem" z awokado,

- kanapki z olejami kokosowym i konopnym, awokado, czosnkiem, ogórkami świeżymi i kiszonymi, pomidorami, paprykami, sałatami, co kto lubi.

I oto okazało się, że przez 14 dni mieliśmy codziennie inne śniadanie, a niby nie wiadomo, co na tym weganie jeść...

Gdzie i za ile kupić to wszystko, czego używałam przez 2 tygodnie?

- Płatki owsiane górskie, Melvit dla Biedronka, 2 zł/500g.

- Banany i inne owoce + warzywa - osobiście kupuję z targu, bo mam wygodny układ z sąsiadami, którzy tam handlują ale spokojnie znajdziecie wszystko w tej przysłowiowej Biedronce, dobrej jakości i w dobrych cenach.

- Awokado - Biedronka, bywa promocja na pyszną odmianę Hass 10 zł/kg.

- Len i przyprawy biorę od siebie, np. super cynamon tutaj: DR-KALDYSZ-CYNAMON-MIELONY-100-g.

- Chleb tostowy wieloziarnisty - Biedronka, 2,50/500g.

- Chleb "7 ziaren" - świetny chleb, żytni z ziarnami, bez polepszaczy i konserwantów, oczywiście Biedronka, 2,50 za 12 kromek.

- Oleje kokosowy i konopny - najlepsze oczywiście u mnie :))

Coco-Farm-OLEJ-KOKOSOWY-100-PURE-BIO-260ml-240g

OLEJ-KONOPNY-India-TLOCZONY-NA-ZIMNO-250-ml-spozywczy-i-kosmetyczny.

- Krem czekoladowy - EnerBio, Rossmann 16 zł za słoik, bywa w promocji za 12 zł.

- Masło orzechowe najlepsze z wszystkich - Peo's Creamy, Kaufland, 8 zł, aż 90% orzeszków.


Oczywiście, chleb można upiec samemu, krem czekoladowy i orzechowy ukręcić samemu, a nawet można samemu wytłoczyć olej, jeśli ma się sprzęt ale...

Kiedy początkujący weganin zastanawia się, co w ogóle może zjeść i żeby jeszcze było to smaczne, pożywne i wartościowe, ostatnią rzeczą, o której myśli jest: "jak to zrobić samemu".

Jasne, że takie myśli przychodzą później a wraz z nimi robienie wszystkiego samemu z fasoli ;)
ale też nie wszyscy mają czas/możliwości/chęci, żeby samodzielnie produkować jedzenie od A do Z, ja też tego nie robię, jednak :D

No i oczywiście istnieje znacznie większy wybór tych produktów w sklepach stacjonarnych i internetowych ale celowo pokazałam to, co sama kupuję będąc w potrzebie i mając pod nosem 2 Biedronki, Rossmanna i Kaufland.

Mam nadzieję, że podoba Wam się taki dzisiejszy wpis i mam nadzieję, że uda mi się pisać w ten sposób częściej, mam jeszcze w zanadrzu kilka fajnych pomysłów, tylko ciągle czasu brak...

Dołączcie na fejsbuku, jeśli korzystacie, a od dziś blog również na Instagramie, chociaż nie wiem, jak to wszystko ogarnę ;)

https://instagram.com/wszystkojestwglowie/



czwartek, 1 października 2015

ZIELONE MUFFINKI KOKOSOWE Z CZEKOLADĄ CHILLI




Z okazji 

Międzynarodowego Dnia Wegetarianizmu
życzę wszystkim zielonym 

dobrego i miłego dnia :)






Przy okazji  przypominam przepis na zielone muffinki: 

http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2014/03/zielone-babeczki.html

i podpowiadam małe modyfikacje.

Wybrałam tym razem mleko kokosowe, żeby wzmocnić kokosowy smak.

Zamiast oleju płynnego dodałam do składników mokrych 2 kopiaste łyżki oleju kokosowego, którego używam już w tej chwili dosłownie do wszystkiego, prócz sałatek.

Nie mając świeżego szpinaku użyłam jarmużu.

Co prawda kolor ciasta nie wyszedł tak pięknie soczyście zielony, jak przy szpinaku, ale jednak zielony.


Przed pieczeniem posypałam ciacha kawałkami czekolady z chilli i solą morską (ta czekolada nie bardzo mi smakuje sama ale do ciast sprawdza się rewelacyjnie) oraz obficie kokosem.

Upiekły się nieco ciemniejsze ale bardzo pyszne, zielone ciastka "bounty" z nutą chilli. Właśnie zajadam popijając kawką i polecam Wam, też sobie zróbcie :))