Ostatni wpis na ten temat długo czekał na swój moment ale zrobiłam to celowo - chciałam pisać o długofalowych efektach i nowych przyzwyczajeniach, natomiast nie byłam w stanie przewidzieć, przez ile czasu będą one działać.
Od mojego eksperymentu mija właśnie pół roku i okazuje się, że to najlepsza pora na ostateczne podsumowane tego doświadczenia.
Jak pisałam w poprzedniej części
http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2015/05/dieta-warzywno-owocowa-cz3-wrazenia.html, wiele zasad diety przerodziło się u nas w nowe nawyki żywieniowe.
Przede wszystkim przez bardzo długi czas nie mieliśmy ochoty na żadne przetworzone jedzenie, najchętniej jedliśmy owoce i warzywa w najbliższej naturalnej postaci (surowe lub lekko ogrzane), a czas temu sprzyjał - wiosna, lato, mnogość świeżego, dobrego, kolorowego jadła :)
Zdecydowanie chętniej jadłam na śniadanie michę pomidorów z ogórkami kiszonymi, a do tego na zagrychę 2 kromki chleba, niż odwrotnie. Odrzucało mnie od wszelkich ciastek, chipsów i w ogóle słodyczy, z wyjątkiem słodkich owoców. Nie miałam ochoty nawet na makarony, które normalnie lubię jeść, nie smakowało mi też nic ze zwykłej mąki pszennej (pieczywo, naleśniki, itd.), jedynie pełnoziarniste produkty. Na początku powrotu do normalnego jedzenia nie smakowały mi nawet ziemniaki! Kawę piliśmy raz dziennie, napojów innych, niż woda, wcale.
Jednak, jako że nasza rodzina to 2+2 czyli osób wpływających na to, co na stole, jest więcej, a to ktoś miał chęć na zwykłe "białe" naleśniki, a to ktoś woli zwykłe spaghetti od razowego, a to ktoś chciałby bagietkę, a to chipsy, bo piątek, piąteczek, piątunio.
I kiedy te rzeczy zaczęły w zasięgu ręki się pojawiać, ręka zaczęła po nie sięgać, najpierw tylko skubiąc odrobinę, a po jakimś czasie zjadając np. całą paczkę chipsów bez mrugnięcia okiem. Bo tak chyba działa ludzki mózg, ciągnie go do tych cholernych chipsów i najchętniej popija je szklaneczką miętówki z lodem, bo piątek, bo lato, bo trochę luzu trzeba sobie dać, bo przecież nie można ciągle się spinać, bo wystarczająco dużo mamy obciążeń na co dzień, żeby jeszcze z jedzeniem się męczyć i czegoś sobie odmawiać, niby dla zdrowia.
I tak, pół roku po wiosennym oczyszczaniu, znowu chętnie wciągam chipsy (oczywiście nie codziennie, powiedzmy w ten przysłowiowy piątek), galaretki w czekoladzie, białe naleśniki i ciepłe tosty z kremem czekoladowym i jeszcze konfiturą na to, ale wiecie co? Nie zamierzam przejmować się tym nic, a nic :) Mamy dobre nawyki żywieniowe jako fundament naszego odżywiania i to jest podstawa do tego, żeby swobodnie pozwolić sobie na takie przyjemności.
Nasze codzienne jedzenie, porównując do większości ludzi, których znamy, jest, uważam, na bardzo dobrym poziomie. Sam weganizm sprawia, że już "na dzień dobry" nie jemy mięsa, nabiału i wszystkiego, co związane z ich produkcją. Jak pisałam już też wielokrotnie tutaj, nasze posiłki nie są skomplikowane, staram się przy gotowaniu jak najmniej przetwarzać żywność, jemy zdecydowanie więcej rzeczy pieczonych, niż smażonych, więcej tylko lekko ogrzanych/zmiękczonych, niż długo gotowanych, itd. Świeże warzywa i owoce są u nas codziennie, a kiedy zbliża się jesień i zima, normą w naszym domu będą kasze gryczana i jaglana, fasola, soczewica, ziemniaki i warzywa korzeniowe pieczone, rozgrzewające przyprawy, kiszonki, owoce suszone, orzechy, pestki, nasiona, ziarna, itd.
Te 10% dodatków w postaci chipsów w piątek, tak jak i te trochę cukru, które tu i ówdzie się pojawia, w ogólnym rozrachunku jest bez znaczenia, baza jest wystarczająco dobra, żeby nam to nie szkodziło. Z drugiej strony jednak z pewnością będziemy sobie takie wiosenne oczyszczania powtarzać, choćby dla symbolicznego odnowienia po zimie, która niestety dopiero przed nami i szczerze polecam spróbować wszystkim, którym przeszedł taki pomysł przez myśl, bo to naprawdę ciekawe doświadczenie, odstawić prawie wszystko, oczyścić zmysły i zacząć przyjmować na nowo.
Podsumowując ten cykl załączam linki do 3 poprzednich wpisów, żeby nie trzeba było szukać po całym blogu:
A przy okazji tematu diety mam też dla Was interesującą ofertę.
Zostałam poproszona i z chęcią zgodziłam się, aby zaprezentować Wam
Ośrodek Dietetyki i Piękna Drzewo Życia. Jest to całkowicie nowy ośrodek, aspirujący do kliniki, leczenia DIETĄ ROŚLINNĄ.
Pierwsze turnusy ruszają jeszcze we wrześniu, a w czasie tygodniowego pobytu Ośrodek oferuje:
- pobyt w luksusowym obiekcie nad morzem, z pełnym wyżywieniem w oparciu o dietę roślinną,
- konsultacje dietetyczne z dietetykiem i lekarzem, opiekę lekarską,
- zróżnicowane zajęcia ruchowe, warsztaty na temat zdrowego stylu życia,
- opiekę profesjonalnego trenera przez cały czas pobytu,
- praktyczne spotkania z dietetykiem w formule "Szkoły Gotowania",
- leczenie, warsztaty i wykłady, by móc kontynuować działania już samodzielnie w domu.
To pierwszy taki ośrodek w Polsce, można porównywać go z ośrodkami europejskimi, oferującymi np. terapię Gersona, a korzystając z niego za moim poleceniem, możecie zyskać 20% rabatu do ceny za turnus.
Wystarczy wydrukować załączoną ulotkę, na górze wpisać "Blog Wszystko jest w głowie" i zabrać ze sobą jadąc na wczasy :)
P.s. Planuję otworzyć kolejny cykl wpisów, tym razem w temacie przechodzenia na weganizm, jak zacząć, na czym bazować + podstawowa wiedza żywieniowa w pigułce, co Wy na to?