Oj, ciężko mi idzie... Minął miesiąc od ostatniego posta a mnie się wydaje, jakby to był tydzień-dwa...Chciałabym za jednym zamachem nadrobić wszystkie niezapisane myśli; wszystkie śniadania, obiady, desery i kolacje; cały miesiąc życia bez mięsa, sera i całej tej reszty ale oczywiście nie da się...
Mam też dziś takie mało mobilizujące poczucie straconej misji, takie wrażenie, że właściwie po co to wszystko pisać, niech każdy robi tak, jak chce...
Z drugiej strony jednak wciąż brzmi mi gdzieś z tyłu głowy echo kilku słów kilku osób, które właśnie dzięki temu, że podzieliłam się z nimi moim zdaniem, też przeszły "na drugą stronę" i nawet tylko z tego powodu chyba warto... Niech więc każdy robi tak, jak chce ale powiem Wam...
Nie jem mięsa od 2 lat, po wegańsku odżywiam się 8 miesiąc. Żyję i mam się dobrze, jestem zdrowa, uśmiechnięta, nie odczuwam żadnych braków w jedzeniu, podobno wyglądam coraz lepiej :)
Kiedyś myślałam, że będę tęsknić za kotletami do ziemniaczków i roladkami do klusek, a że bez sera żółtego jakaś część mnie umrze to byłam wręcz pewna...
Dziś nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie zjedzenia mięsa w jakiejkolwiek postaci, a na dźwięk słów określających różne produkty nabiałowe rośnie mi kulka w gardle.
Do marketów już prawie wcale nie chodzę, a jeśli już tam jestem po jakieś makarony, szerokim łukiem omijam stoiska mięsne i z nabiałem, wręcz przelatuję obok nich jak wicher, żeby nawet za dużo nie widzieć a już na pewno nic nie wąchać!
To jest niesamowite, jak szybko i jak bardzo po ZMIANIE wyostrzają się węch i smak; co kiedyś pachniało smakowicie - dziś śmierdzi, co kiedyś smakowało - dziś nie chce przejść przez gardło...
Z odrzuceniem mleka przyszło też odrzucenie wielu słodyczy (mleczne czekolady, tradycyjne lody, ciastka, chipsy i różne takie), w których pełno jest mleka w proszku, serwatki w proszku itd. I bardzo szybko przekonałam się, że także te słodycze po zdumiewająco krótkim czasie nie są już obiektem pożądania i tęsknoty a stały się czymś, na co nie mogę patrzeć jak inni to jedzą (ale nie w sensie zazdrości tylko żałowania ich, jak mogą jeść TAKIE COŚ?!). Czasem mam ochotę wziąć megafon i co najmniej całe miasto na raz uświadomić - tak bardzo boli mnie prawda, której tak wielu z nas jeszcze nie poznało...
Ja też kiedyś jadłam to wszystko. Zostałam tego nauczona, jak większość, więc jadłam. I nawet przeniosłam te nawyki do mojego własnego domu i moje pierwsze dziecko jeszcze zdążyło poznać smak szynki i miśków haribo, czego żałuję czasem baaaardzo. Gdyby tego nie poznała, nie musiałaby przeżywać w swojej małej dziecięcej główce paru dylematów z tym wszystkim związanych... Ale cóż, widocznie wcześniej nie byłam gotowa na ZMIANĘ, wszystko ma swój czas.
A dlaczego teraz nie jem niczego od zwierząt? Pisałam o tym już wcześniej, 2 wykłady, które zmieniły moje życie.
Do mnie dotarły, przekonały mnie i stały się podstawą do tego, by jeść bardziej naturalnie, kolorowo i... ZDROWO.
Bo właśnie na tym polega największy problem - wmawia się nam, że mięso i mleko są nam potrzebne do wzrostu, uzyskania siły i bycia zdrowym. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że jest wręcz odwrotnie - "pij mleko, będziesz kaleką", to tak w telegraficznym skrócie...
I właśnie do tego teraz będę zmierzać -
różne są powody, dla których ludzie przechodzą na weganizm.
Dla jednych najważniejsze są względy etyczne, dla innych zdrowotne, dla jeszcze innych jedne i drugie. Są tacy, co chcą szybciej biegać, są tacy, co chcą lepiej się rozciągać.
Wszystkie te powody są dobre i ważne i w moim odczuciu równorzędne. Nieważne dlaczego nie pijesz mleka krowy, ważne, że nie pijesz.
Natomiast oprócz tego powiem tak - nawet, gdybym jeszcze teraz była "normalnie" jedzącym człowiekiem (dla mnie to już nie jest NORMALNIE absolutnie), to w obliczu wszechogarniających informacji o tym, co robi się z wędlinami, żeby lepiej wyglądały w sklepie, czym są faszerowane zwierzęta przerabiane potem na mięso, co dolewa się do jogurtów, żeby nie pleśniały itd.,itd. - przestałabym kupować to wszystko jeszcze dziś. Każdy dobrze myślący o sobie człowiek powinien nie godzić się na coś takiego! A większość z nas niestety godzi się i jeszcze za to płaci i to jest najsmutniejsze...
Dlaczego WEGANIZM więc, jeszcze raz?
- Ponieważ my, ludzie, wcale NIE JESTEŚMY naturalnie MIĘSOŻERNI; człowiek nie jest w stanie bez narzędzi upolować i zabić zwierzęcia, nie jest w stanie zjeść go na surowo, nie pogryzie, nie przeżuje, nie strawi i w ogóle nic nie zrobi z taką na przykład krową, jeśli spotka ją na łące; co najwyżej zrobi zdjęcie, bo to rzadki widok - krowa na łące. Nie jesteśmy stworzeni do zabijania ani używania zwierząt na pokarm. JESTEŚMY STWORZENI DO JEDZENIA ROŚLIN i tylko roślin potrzebujemy do prawidłowego wzrostu, produkcji energii i do DŁUGIEGO ŻYCIA W DOBRYM ZDROWIU.
- NAJNOWSZA PIRAMIDA ŻYWIENIOWA potwierdza to, co napisałam powyżej - opiera się na warzywach, owocach, zbożach, roślinach strączkowych, olejach roślinnych, nasionach, orzechach, pestkach; mięso i nabiał zajmują w niej niewielką część. A dlaczego w ogóle w niej się znajdują? Bo to potężny przemysł i wielkie pieniądze - i kto z władców tego świata ma odwagę powiedzieć "nie, nigdy więcej mięsa i mleka krów, przecież to dla ludzi niezdrowe"?... Oprócz przemysłu mięsnego upadłby przemysł farmaceutyczny a lekarze musieliby szukać nowego zajęcia - nie, taki cud raczej się nie zdarzy... Ale - coraz więcej i coraz głośniej mówi się o tym, że mięso nie jest dla ludzi zdrowe a mleko krowie to dla człowieka wręcz trucizna. Nie potrzebujemy białka zwierząt, żeby budować mięśnie; nie potrzebujemy mleka krów, żeby mieć mocne kości (a wręcz przeciwnie, to mleko zakwasza organizm i w konsekwencji kości osłabia) - WIĘC - WEGANIZM DLA ZDROWIA. MOJEGO, MOICH DZIECI I DZIECI MOICH DZIECI.
- WZGLĘDY ETYCZNE. W tej kwestii niech każdy odpowiada sobie sam.
Ja nie chcę już nigdy więcej mieć udziału w fabrykach śmierci zwierząt.
- SPORT. Okazuje się, że weganie są lepsi w różnych dyscyplinach sportowych; wielu znanych sportowców z dumą prezentuje swoje osiągnięcia z podkreśleniem faktu, iż to na diecie roślinnej osiągają najlepsze wyniki w życiu.
Mój mąż biega. Odkąd odżywia się po wegańsku biega szybciej, dłużej, mniej się męczy, szybciej regeneruje.
W czerwcu wstał w niedzielę rano i ... przebiegł maraton. Nie jakiś zorganizowany - wyszedł z domu i przebiegł 42 kilometry. Następnego dnia wstał o 6 rano do pracy, wrócił uśmiechnięty, nawet nie miał zakwasów. WEGANIZM WZMACNIA ORGANIZM :)
I tym optymistycznym akcentem na dzisiaj skończę bo spać też czasem trzeba...
P.s. A jeszcze jedna aktywność człowieka na "S" jest lepsza :D
Masz więcej energii to i więcej ochoty na seks, poza tym partner WYGLĄDA LEPIEJ, PACHNIE LEPIEJ, SMAKUJE LEPIEJ - co może być milszego na koniec dnia? ;)