Wiem, że PASTA Z SUSZONYCH POMIDORÓW była już na blogu ale tamten wpis nie wyczerpał wszystkich jej możliwości.
W ciągu roku zdążyłam wypróbować jeszcze inne opcje, dosypując do bazy (czyli suszonych pomidorów w oleju z ziołami) a to sezamu, a to żurawiny, a to namoczonych suszonych jagód goi (wcześniej pisałam o słoneczniku, pestkach dyni i oliwkach).
Te różne dodatki to takie drobiazgi, które są bardzo wartościowe odżywczo ale bardzo trudno dać to ludziom, a zwłaszcza dzieciom, do jedzenia tak po prostu na co dzień.
W paście można doskonale przemycić to wszystko (oczywiście nie na raz tylko zamiennie), ponieważ jest elegancko zmielone i przede wszystkim NIE WIDAĆ, co jest dodane :P
Smak suszonych pomidorów jest tak intensywny, że te 4 łyżki dodatków nigdy nie przebiją się przez niego i moje dzieciaki ochoczo wciągają kolejne kanapki nie wiedząc, że jedzą właśnie te okropne pestki dyni albo ten niedobry sezam albo np. siemię lniane.
Przy okazji mamy najlepszą formę podania ziaren i pestek czyli ZMIELONĄ, i jest to forma najlepsza nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych, ze względu na lepsze wykorzystanie i przyswajanie tych wszystkich dobroci przez organizm.
Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby dosypywać do pasty POPPING Z AMARANTUSA, który jest jedyną możliwą u nas do przełknięcia formą jedzenia tego ziarna w ogóle.
Amarantus, chociaż tak bogaty i zdrowy, jest dla nas tak niesmaczny, że nie jesteśmy w stanie jeść go ani do obiadu, ani w formie płatków śniadaniowych, ani makaronów z jego dodatkiem, nic.
Popping natomiast ma bardzo łagodny smak i można sypać go wszędzie nie martwiąc się już o obróbkę termiczną czyli unikając też specyficznego zapachu przy gotowaniu amarantusa.
Tak więc dmuchany amarantus wylądował w paście pomidorowej i chociaż jego dla odmiany widać, to nikomu nie przeszkadzał, więc na pewno wchodzi w jej skład na stałe.
Oprócz amarantusa wmieszałam też 4 łyżki świeżo zmielonego lnu i trochę żurawiny.
Teraz, kiedy ze świeżymi pomidorami trzeba już się pożegnać, pasta z pomidorów suszonych będzie u nas baaaardzo często. Tym lepiej więc, że kolejny wartościowy dodatek zyskał w niej fajny nośnik.
Kto nie próbował, najwyższy czas! SMACZNEGO :)
W ciągu roku zdążyłam wypróbować jeszcze inne opcje, dosypując do bazy (czyli suszonych pomidorów w oleju z ziołami) a to sezamu, a to żurawiny, a to namoczonych suszonych jagód goi (wcześniej pisałam o słoneczniku, pestkach dyni i oliwkach).
Te różne dodatki to takie drobiazgi, które są bardzo wartościowe odżywczo ale bardzo trudno dać to ludziom, a zwłaszcza dzieciom, do jedzenia tak po prostu na co dzień.
W paście można doskonale przemycić to wszystko (oczywiście nie na raz tylko zamiennie), ponieważ jest elegancko zmielone i przede wszystkim NIE WIDAĆ, co jest dodane :P
Smak suszonych pomidorów jest tak intensywny, że te 4 łyżki dodatków nigdy nie przebiją się przez niego i moje dzieciaki ochoczo wciągają kolejne kanapki nie wiedząc, że jedzą właśnie te okropne pestki dyni albo ten niedobry sezam albo np. siemię lniane.
Przy okazji mamy najlepszą formę podania ziaren i pestek czyli ZMIELONĄ, i jest to forma najlepsza nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych, ze względu na lepsze wykorzystanie i przyswajanie tych wszystkich dobroci przez organizm.
Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby dosypywać do pasty POPPING Z AMARANTUSA, który jest jedyną możliwą u nas do przełknięcia formą jedzenia tego ziarna w ogóle.
Amarantus, chociaż tak bogaty i zdrowy, jest dla nas tak niesmaczny, że nie jesteśmy w stanie jeść go ani do obiadu, ani w formie płatków śniadaniowych, ani makaronów z jego dodatkiem, nic.
Popping natomiast ma bardzo łagodny smak i można sypać go wszędzie nie martwiąc się już o obróbkę termiczną czyli unikając też specyficznego zapachu przy gotowaniu amarantusa.
Tak więc dmuchany amarantus wylądował w paście pomidorowej i chociaż jego dla odmiany widać, to nikomu nie przeszkadzał, więc na pewno wchodzi w jej skład na stałe.
Oprócz amarantusa wmieszałam też 4 łyżki świeżo zmielonego lnu i trochę żurawiny.
Teraz, kiedy ze świeżymi pomidorami trzeba już się pożegnać, pasta z pomidorów suszonych będzie u nas baaaardzo często. Tym lepiej więc, że kolejny wartościowy dodatek zyskał w niej fajny nośnik.
Kto nie próbował, najwyższy czas! SMACZNEGO :)
Bardzo fajny pomysł, chętnie go przetestuję :)
OdpowiedzUsuń