Kochani, o naleśnikach pisałam już dawno temu, w sierpniu 2013r., dokładnie tutaj: http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2013/08/weganskie-sniadanie-nalesniki-z-bananami.html.
Były to naleśniki ze zwykłej mąki pszennej, mleka czekoladowego i wody ale wpis zawierał przepis podstawowy i kilka dodatkowych uwag o naleśnikach bez jajek.
Potem pojawiły się jeszcze naleśniki ze szpinakiem i hummusem:
http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2013/10/nalesniko-pierogi-olbrzymy-z-hummusem-i.html
i były to naleśniki z mąki pszennej pełnoziarnistej,
naleśniki czekoladowe z kolorowymi serkami z tofu:
http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2014/07/nalesniki-czekoladowe-z-tofu-malinowym.html
z mąki orkiszowej,
oraz niedawno naleśniki z twarożkiem z tofu: http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2016/01/nalesniki-z-waniliowym-twarozkiem-z-tofu.html ponownie z mąki orkiszowej i samej wody, bez mleka.
Myślałam, że więcej wpisów o naleśnikach tu nie będzie ale...
Udzielając się na facebookowych grupach widzę, że wegańskie naleśniki czyli przede wszystkim bez jajek to neverending story o największej zmorze początkujących wegusków - albo przepis nie ten, albo patelnia do bani, albo super przepis i super patelnia, a naleśniki i tak wychodzą do... kosza.
Robiąc naleśniki na dzisiejsze śniadanie :) pomyślałam więc, że muszę, po prostu muszę napisać o nich jeszcze raz, ale nie podając przepis na kolejną ich wariację, tylko zbierając w jednym miejscu wszystko, co należy wiedzieć o robieniu naleśników, jeśli okazują się wyjątkowym wyzwaniem.
Starałam się przypomnieć sobie lub wyobrażać wszystko, co może sprawiać problemy, jeśli nie ma się doświadczenia albo nie ma kto nam pokazać, co i jak.
Mam nadzieję, ze niczego nie pominęłam, że ten wpis pomoże Wam tak, jak już niejeden pomógł, i że dzięki niemu naleśniki przestaną być nieosiągalnym marzeniem tych, którzy ciągle jeszcze z nimi walczą... Ok, do rzeczy.
Przede wszystkim - PRZEPIS PODSTAWOWY.
Wersji w świecie znajdziecie mnóstwo, moja baza to złota proporcja 2 składników:
- 1 porcja mąki,
- 1 porcja płynu - pół na pół mleka i wody albo samego mleka albo samej wody,
Z tej mieszanki naleśniki zrobicie na pewno, trzeba tylko uwzględnić, że:
- jeśli nie jest to mąka pszenna zwykła, tylko razowa albo orkiszowa, wody trzeba dolać troszeczkę więcej, ponieważ grube mąki piją więcej płynu i ciasto byłoby po prostu za gęste.
Nie lejcie jednak tej większej ilości wody od razu, zmiksujcie najpierw ciasto i dopiero dolewajcie po trochu płynu, aż konsystencja ciasta będzie odpowiednia czyli niezbyt gęsta ale i niezbyt rzadka, w praktyce oznacza to nie więcej, niż 1,5 porcji płynu w stosunku do 1 porcji mąki.
NIE MUSICIE NICZYM ZAMIENIAĆ JAJKA.
Żadnych glutów z siemienia lnianego, zmielonych płatków owsianych ani specjalnych zamienników jajek. Jeśli użyjecie mąki, która sama w sobie zawiera gluten, naprawdę nie jest to konieczne.
Możecie dodać do ciasta troszeczkę oleju, będzie bardziej elastyczne i nie trzeba już używać tłuszczu do smażenia.
Ciasto najlepiej zmiksować mikserem albo w blenderze, żeby mieć idealnie gładkie bez grudek. Oczywiście nie mając odpowiedniego sprzętu wymieszacie ciasto nawet widelcem, wymaga to jednak większego zaangażowania i nie każdy ma do tego cierpliwość.
Nie ma potrzeby odkładania ciasta, to może wręcz spowodować problemy typu: mąka za bardzo naciągnęła płynem, ciasto zrobiło się za gęste, trzeba znowu dolać płynu, złota proporcja legła w gruzach, naleśniki nie wychodzą :P Można brać się za smażenie od razu.
I TERAZ WAŻNA SPRAWA.
Zdanie o tym, że pierwszy naleśnik jest zawsze do wywalenia, jest największą bzdurą na temat naleśników, jaką ludzie wymyślili i podają dalej.
Pierwszy naleśnik jest tak samo do zjedzenia, jak wszystkie następne, tylko trzeba przygotować się odpowiednio na jego przyjęcie ;) A na serio - trzeba po prostu dobrze przygotować patelnię.
Patelnia przede wszystkim nie może być zniszczona, nie taka, na której wszystko się przypala.
Nie musi być wcale super ekstra specjalna do naleśników za wszystkie pieniądze, osobiście używałam przez 2 lata patelni z IKEA za 7 zł, a teraz kupiłam nową przy okazji jakiejś akcji w Biedronce za całe 12 zł. Ważne, żeby nic do niej nie przywierało, to podstawa sukcesu.
Zimną patelnię przesmarowuję kawałkiem oleju kokosowego (dosłownie muskam nim powierzchnię patelni) i stawiam na ogień - średni, nie duży! Za duży ogień sprawi, że naleśnik będzie przepalony i suchy, przez co będzie się łamał. Za mały też być nie powinien, bo to znowu przeciągnie smażenie w nieskończoność i rosnący głód doprowadzi nas do takiego stanu, że walniemy tymi naleśnikami w cholerę, wybierając zjedzenie bułki. ŚREDNI OGIEŃ.
Ok, patelnia przesmarowana, postawiona na średnim ogniu, obserwujemy.
Pierwszą porcję ciasta wylewamy na patelnię dopiero, kiedy jest już na pewno dobrze nagrzana. Założę się, że te słynne pierwsze naleśniki nadające się tylko do kosza to naleśniki robione na zbyt zimnej patelni, kiedy ciasto odpowiednio szybko się nie ścina, po czym nie chce odejść od patelni, przy próbie przewrócenia na drugą stronę oczywiście klei się, szarpie i rozwala, no i siłą rzeczy taki pierwszy naleśnik ląduje w śmieciach, w towarzystwie wszystkich przekleństw, jakie przychodzą nam w tym momencie do głowy. Tak naprawdę nie musi być, wystarczy kilka minut cierpliwości, żeby pierwszy naleśnik był pełnym sukcesem i tym samym zachęcił Was do smażenia kolejnych.
Nie próbujcie przewracać naleśnika zbyt szybko. Najlepiej podważyć delikatnie łopatką jego brzegi, jeśli jest już gotowy do przełożenia, będzie "pływał" po patelni, kiedy lekko nią potrząśniecie.
Jeśli nadal jest do niej "przyklejony", dajcie mu jeszcze chwilkę. Oczywiście nie odchodźcie od patelni ani na moment, bo ten moment może sprawić, że zamiast mięciutkiego naleśnika będziecie mieć sztywnego chrupaka (ten sam efekt, co przy zbyt dużym ogniu). Dobre naleśniki warte są tego, żeby skupić się na nich maksymalnie, nie dzieląc uwagi na milion innych spraw.
Gotowe naleśniki odkładam na duży talerz jeden na drugim i przykrywam pokrywką, żeby nie stygły.
Po usmażeniu wszystkich i zdjęciu pokrywki mam wszystkie naleśniki nadal ciepłe, a jednocześnie mięciutkie i dające się pięknie zwijać w rulony, żadnych łamiących się chrupaków.
Jeśli smażenie naleśników sprawia Wam problem, może powodem jest któraś z sytuacji opisanych powyżej. Może, jeśli macie już dobry przepis i patelnię, a nadal Wam nie wychodzą, problem tkwi w traktowaniu ich zbyt pospiesznie albo zbyt byle jak.
Poświęćcie tę chwilę tylko im, skupcie się tylko na nich, podejdźcie do nich ze 100% zaangażowaniem, zróbcie sobie z tego mini-medytację uważności, bądźcie smażeniem naleśników. Jakkolwiek to brzmi, w ten sposób już nie może się nie udać!
Gotowe naleśniki jemy z czym chcemy, wegańskich możliwości mamy nieskończenie wiele.
Trzymam kciuki za wszystkich, których naleśniki do tej pory "nie kochały",
mam nadzieję, że po tym wpisie pochwalicie się tu w komentarzach jednak sukcesami! Smacznych :)
P.s. Ciasto można zrobić również z samej mąki gryczanej, albo mieszanki pół na pół mąki pszennej i kukurydzianej (chociaż to polecam raczej do wytrawnego nadzienia).
Nie robię naleśników bezglutenowych, z wyjątkiem czasem gryczanych, więc o to mnie nie pytajcie.
Nie róbcie ich na pewno z mąki żytniej, no i zdecydowanie nie polecam opcji pijanego brata pewnej znajomej z facebooka czyli naleśników z mąki ziemniaczanej :D :D :D
P.s. 2 Na zdjęciu poniżej nasze dzisiejsze naleśniki kokosowe - z 1 porcji mąki pszennej zwykłej, 1 porcji mleka kokosowego (woda, mleko kokosowe 8,5%, skrobia z tapioki, sól) i pół porcji dodatkowej wody, ponieważ ciasto było zbyt gęste, zapewne z powodu skrobii tapiokowej w mleku.
Trochę oleju do ciasta i smażone na suchej patelni.
Wyszły przepiękne, cienkie i elastyczne, delikatnie kokosowe w smaku i zapachu, też polecam :)
Nie wiem jak musiałabym się urżnąć, żeby chcieć robić naleśniki z mąki ziemniaczanej. Brawa dla brata znajomej! :D Porady niewątpliwie bardzo przydatne. Ja na szczęście mogę robić naleśniki z zamkniętymi oczami. :D
OdpowiedzUsuńTak, też pośmiałam się z tego do łez :D Ja na szczęście już też ale pamiętam swoje pierwsze próby i rozumiem tych, których naleśniki nadal pokonują w walce, mam nadzieję, że może chociaż trochę im pomogłam właśnie ;)
UsuńNigdy nie zapomnę smaku i konsystencji tych naleśników :D
Usuńnajprostsze potrawy najbardziej smakują ;-P
OdpowiedzUsuńzapraszam również do siebie ;-) make-life-green.blogspot.com
TAK! Pozdrawiam Cię serdecznie Kasiu :)
UsuńCóż za szczegółowe instrukcje i znów nam uświadamiasz, że większość problemów tworzymy sobie sami. Pamiętam czasy, kiedy nie można było zrobć naleśników, bo w domu zbrakło jajek. Albo mleka. Albo jednego i drugiego. No nie ma naleśników i koniec :-) A teraz? Właściwie da się je zrobić prawie ze wszystkiego, a ja tak w tajemnicy przyznam się, że dodaję nieco mąki ziemnaczanej, ale cicho :-)
OdpowiedzUsuńO, o, o, otóż to, większość problemów tworzymy sobie sami ale i sami potrafimy znaleźć rozwiązania. Wszystko jest w głowie przecież, i problemy i sposoby na nie :) Trochę mąki ziemniaczanej spoko ale naleśników z samej ziemniaczanej jeszcze nie nie robiłaś? :D :D :D
UsuńU mnie naleśniki wychodzą bardziej w smaku jak chlebek naan niż naleśniki. I takie też są po usmażeniu. Nie wiem dalej dlaczego :D proporcje mam dobre, patelnię dobrą. Kij wie już ;P
OdpowiedzUsuńTaka karma może ;)
UsuńDlaczego nie robic z maki zytniej? z pelnoziarnistej np?
OdpowiedzUsuń